Krzysztof Dymiński po raz ostatni był widziany w okolicach mostu Gdańskiego w Warszawie w sobotę 27 maja nad ranem. 16-latek nad ranem wyszedł z miejsca zamieszkania, nie informując o tym swoich rodziców i od tego czasu nie wrócił do domu.
Niedługo minie pół roku, odkąd całą Polskę obiegła wieść o zaginięciu 16-letniego Krzysztofa Dymińskiego. Ślad po nastolatku miał urwać się w Warszawie, jednak przez całe wakacje informowało o doniesieniach z różnych zakątków kraju, jakoby Krzysiek miał być widziany. Rodzina chłopca nie poddaje się i cały czas kontynuuje poszukiwania. Ostatnio zaangażować miała się w nie również agencja detektywistyczna z Wielkiej Brytanii.
Kilka dni temu media obiegła informacja o odnalezieniu zwłok Grzegorza Borysa, który przez 18 dni był intensywnie poszukiwany na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Ciało mężczyzny podejrzewanego o zamordowanie swojego 6-letniego syna zostało znalezione w jednym ze zbiorników wodnych położonych niedaleko miejsca, w którym znaleziono martwego chłopca.
6 listopada media obiegła wiadomość o odnalezieniu ciała, które wkrótce potem zostało zidentyfikowane jako Grzegorz Borys. Zwłoki mężczyzny zostały znalezione po 18 dniach intensywnych poszukiwań, po tym jak jego 6-letni syn został znaleziony martwy, a on stał się głównym podejrzanym. Jego sąsiedzi zabrali głos, padły zaskakujące słowa.
Poszukiwania Grzegorza Borysa zakończyły się 6 listopada nad ranem. Ciało mężczyzny zostało wyłowione ze zbiornika wodnego Lepusz na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Okazuje się, że psy tropiące, które uczestniczyły w obławie, już wcześniej wskazywały to miejsce. Czy śledczy nie sprawdzili go dokładnie? Na jaw ciągle wychodzą nowe fakty dotyczące śledztwa.
Minęło już ponad pięć miesięcy odkąd Krzysztof Dymiński wyszedł z domu w Pogroszewie-Kolonii. 16-latek po raz ostatni był widziany pod koniec maja, kiedy zaginął. Od tego czasu nie kontaktował się z najbliższymi, którzy robią wszystko, by go odnaleźć.
Dziś wreszcie skończyły się poszukiwania Grzegorza Borysa, który jest podejrzany o zabójstwo swojego 6-letniego synka. Mężczyzny nie udało się jednak schwytać żywego. Po 18 dniach od popełnienia zbrodni natrafiono na jego zwłoki. W trakcie trwania akcji pojawiało się wiele głosów krytyki pod adresem służb. Teraz działania te skomentował doświadczony policjant.
Dziś wreszcie zakończyły się poszukiwania Grzegorza Borysa, które trwały już od 18 dni. Mężczyzna nie zostanie jednak pociągnięty do odpowiedzialności, ponieważ został znaleziony martwy na dnie jednego z okolicznych zbiorników wodnych. Koniec akcji skomentowali jego sąsiedzi.
Mieszkańcy całego kraju, a przede wszystkim ci żyjący na co dzień w okolicach Trójmiasta wreszcie mogli odetchnąć z ulgą. Po 18 dniach zakończyły się poszukiwania potencjalnie niebezpiecznego zbiega, podejrzanego o zamordowanie własnego syna. Dziś znaleziono ciało Grzegorza Borysa.
Od 20 października trwały poszukiwania Grzegorza Borysa, podejrzanego o zamordowanie własnego, raptem 6-letniego synka. Policjanci w pierwszej chwili wcale nie byli pewni, czy aby na pewno natrafili na ciało poszukiwanego. Musiała je rozpoznać najbliższa osoba zbiega.
20 października na terenie Gdyni doszło do mrożącego zabójstwa. 6-letni Oluś został znaleziony przez swoją mamę martwy, z ranami ciętymi szyi. Podejrzenia od razu padły na ojca chłopca, Grzegorza Borysa, który zbiegł z miejsca zdarzenia. Policja podjęła więc szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym i okolicach. Setki funkcjonariuszy przez ponad 2 tygodnie przeczesują teren, by dopaść mordercę. Pojawia się jednak pytanie: ile to wszystko kosztuje?
Grzegorz Borys już od 17 dni pozostaje nieuchwytny. Główny podejrzany w sprawie zabójstwa 6-letniego Olusia tuż po dokonaniu zbrodni zbiegł na teren Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Policja podejrzewa, że 44-latek wciąż znajduje się na jego terenie, o czym mają świadczyć liczne tropy. Funkcjonariuszom jednak wciąż nie udało się jednoznacznie ustalić, gdzie przebywa mężczyzna. Ekspertka właśnie wytłumaczyła, dlaczego służbom zajmuje to aż tyle czasu.
Grzegorz Borys jest głównym podejrzanym w sprawie morderstwa swojego 6-letniego Synka, Olusia. Mężczyzna jest poszukiwany już od ponad 2 tygodni, a strach mieszkańców Gdyni przed nim nieustannie narasta. Kilka osób wyznało w mediach, jak zmieniło się ich życie, odkąd trwa obława, a także jak czują się w związku z obecną sytuacją. Wyznanie kobiety, która mieszka zaledwie 50 metrów od miejsca, gdzie policja szuka Grzegorza Borysa, jest porażające.
Właśnie napływają nowe informacje w sprawie poszukiwań Grzegorza Borysa. Te nie dotyczą jednak tego, co dzieje się teraz w lasach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. To kluczowe szczegóły dotyczące sytuacji, która mogła doprowadzić do całego dramatu.
Obława na Grzegorza Borysa wciąż trwa, jednak mimo wysiłków funkcjonariuszy mężczyzna odpowiedzialny za śmierć 6-letniego Olusia wciąż pozostaje nieuchwytny. Poszukiwaniom żołnierza bacznie przygląda się cała Polska, a media nieustannie rozpisują się o nowych faktach na temat śledztwa policji. Tymczasem na terenie, gdzie toczy się obława, właśnie doszło do śmiertelnego w skutkach wypadku.
Już niemal od 2 tygodni policjanci poszukują Grzegorza Borysa w trójmiejskich lasach. Społeczeństwo zaczyna mieć tego dość, bo okoliczni mieszkańcy żyją w strachu. Policja co prawda jest w stałym kontakcie z obywatelami, ale nie wszystkie wychodzące od niej informacje muszą być prawdziwe. Tak twierdzi były funkcjonariusz.
Od ponad tygodnia trwa obława na Grzegorza Borysa. 20 października media obiegła tragiczna wiadomość o śmierci 6-letniego Olusia, który został znaleziony martwy w swoim domu. Głównym podejrzanym o jego zamordowanie jest ojciec chłopca, pod którego opieką znajdował się, gdy jego mama była w pracy.
Dziś mija 12 doba, odkąd Grzegorz Borys miał dopuścić się zabójstwa swojego 6-letniego synka Olusia i zbiegł do lasu. Mężczyzna jest wojskowym, który już wcześniej był przyzwyczajony do spędzania samotnie kilku dni w lesie. Policja podejrzewa, iż ukrył się na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, który 44-latek zna jak własną kieszeń. Jak to możliwe, że wciąż pozostaje nieuchwytny? Funkcjonariusze właśnie wpadli na trop, który może wiele wyjaśnić.
Cała Polska bacznie przygląda się działaniom policji, która już 12 dni prowadzi obławę na Pomorzu. Grzegorz Borys jest najpilniej poszukiwaną osobą w Polsce, podejrzaną o dokonanie potwornej zbrodni. Mężczyzna miał z zimną krwią pozbawić życia swojego 6-letniego synka, Olusia. Od czasu, gdy wieść o tym okrutnym morderstwie obiegła kraj, wszyscy zadają sobie pytanie, co skłoniło mężczyznę do zabójstwa własnego dziecka. Czyżby nowe fakty o Grzegorzu Borysie miały rzucić trochę więcej światła na tę tragiczną sprawę?
Dziś trwa już 11. dzień poszukiwań Grzegorza Borysa, który miał bestialsko zamordować swojego ledwie 6-letniego synka. Mężczyzna ma prawdopodobnie na swoich rękach krew jeszcze jednego członka rodziny, o którym jednak tak wiele się nie mówi. Cierpiał nawet bardziej niż Oluś.
Już od 10 dni trwają poszukiwania Grzegorza Borysa, który jest podejrzany o zamordowanie swojego raptem 6-letniego synka. Funkcjonariusze wciąż przeczesują tereny Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. To właśnie gdzieś tam ma chować się zbieg.
Pomimo tego, że od zbrodni, którą miał popełnić Grzegorz Borys, minął już grubo ponad tydzień, mężczyzna dalej nie został uchwycony i wciąż skutecznie bawi się w ciuciubabkę ze służbami. Trzeba go złapać dla 6-letniego Olusia. To prawdziwa makabra, jak mężczyzna miał potraktować własnego syna.
W poszukiwaniach Grzegorza Borysa, które trwają już od ponad tygodnia, bierze udział niemal 1000 funkcjonariuszy policji, straży pożarnej, leśnej oraz Żandarmerii Wojskowej. Wiadomo, iż mundurowym co najmniej dwa raz udało się namierzyć mężczyznę. Raz nawet byli o krok od ujęcia 44-latka, jednak udało mu się zbiec. Obławę bacznie obserwują Polacy w całym kraju — tymczasem w najnowszych informacjach od śledczych pojawiła się wzmianka o “śmierci policyjnej”. Co dokładnie oznacza?
Grzegorz Borys jest poszukiwany jako główny podejrzany w sprawie morderstwa jego 6-letniego synka, Olusia. Policja już od ponad tygodnia prowadzi obławę na terenie gdyńskich lasów, gdzie prawdopodobnie się ukrywa. Odkąd tylko było wiadomo, jak straszliwą zbrodnię popełnił mężczyzna, wokół jego osoby zaczęło krążyć wiele niepotwierdzonych informacji. Wiele osób podejrzewało, iż 44-latek miał mieć wystawione zwolnienie lekarskie od psychiatry. Czy to prawda?
Poszukiwania Grzegorza Borysa nabrały tempa. Do mediów przedostaje się coraz więcej informacji o działaniach śledczych. Wiadomo, że mężczyzna miał być co najmniej raz namierzony przez kamerę termowizyjną. Teraz jeden z policjantów pracujących przy sprawie ujawnił, iż jeden z psów policyjnych biorących udział w akcji miał rzucić się na podejrzanego. Do całej sytuacji doszło na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
Cała Polska wstrzymała oddech, gdy gruchnęły tragiczne wieści z Pomorza. 44-letni Grzegorz Borys jest głównym podejrzanym w sprawie zabójstwa jego 6-letniego synka, Olusia. Wiele wskazuje na to, że mężczyzna zimną krwią zamordował dziecko, a następnie zbiegł do okolicznych lasów, gdzie skutecznie ukrywa się przed policją już od ponad tygodnia. Jednak czy na pewno właśnie tak wygląda sytuacja w Gdyni? Pewien weteran wojskowy ma na ten temat zaskakujące zdanie.
Już od ponad tygodnia trwa obława na 44-letniego Grzegorza Borysa, który jest podejrzany o morderstwo swojego 6-letniego synka, Olusia. Chłopiec został znaleziony w mieszkaniu z ranami ciętymi szyi. Jego ojciec w tym czasie zbiegł w stronę Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. To właśnie na tym obszarze obecnie skupiają się poszukiwania policji. Okazuje się, że odnalezienie mężczyzny może być o wiele cięższe do zrealizowania, niż spodziewały się służby. Wszystko przez to, że jest wykształcony w pewnej niecodziennej dziedzinie.
Grzegorza Borysa, podejrzanego o zamordowanie własnego, 6-letniego synka Olusia, szukają od tygodnia setki funkcjonariuszy. Po dokonaniu okrutnej zbrodni mężczyzna zbiegł na teren okolicznych gdyńskich lasów, które przeczesują policjanci, strażacy, leśnicy i żołnierze. Wojskowi właśnie zdradzili najnowsze informacje, jakie wiadomo na temat poszukiwanego Grzegorza Borysa. Wstrząsające, co może mieć przy sobie.