"Doświadczeni policjanci odwracali wzrok". Szokujące doniesienia, Grzegorz Borys nie skrzywdził tylko Olusia
Dziś trwa już 11. dzień poszukiwań Grzegorza Borysa, który miał bestialsko zamordować swojego ledwie 6-letniego synka. Mężczyzna ma prawdopodobnie na swoich rękach krew jeszcze jednego członka rodziny, o którym jednak tak wiele się nie mówi. Cierpiał nawet bardziej niż Oluś.
Grzegorz Borys nie miał litości dla syna
Z biegiem dni coraz więcej informacji wychodzi z policyjnych protokołów do mediów. Na początku nie wiedzieliśmy zbyt wielu szczegółów na temat śmierci Olusia i niewykluczone, że każdy spałby lepiej, gdyby ich nie znał. Te są porażające.
Okazuje się, że sprawca zaatakował 6-latka w jego łóżku. Rany na rękach dziecka wskazują na to, że chłopiec nie został szybko uśmiercony, a bronił się i szarpał, by jakoś uciec od noża. Był jednak w tej sytuacji bez szans.
Czy Grzegorz Borys zagraża drugiemu synowi?
Grzegorz Borys ma także drugiego syna. Ten jednak w momencie popełnienia zbrodni był w szkole. Policja od czasu morderstwa Olusia patroluje ten obiekt, by mieć pewność, że drugiemu z chłopców już nic się nie stanie. Nie wiadomo, do czego jeszcze zdolny może być zbieg.
Niestety, nie udało się uratować życia także innemu członkowi rodziny, który był wraz z Olusiem w mieszkaniu tamtego feralnego poranka. Oprawca potraktował go w jeszcze bardziej bestialski sposób niż swojego syna.
Grzegorz Borys nie miał litości dla psa
Tamtego dnia policjanci w mieszkaniu Borysa znaleźli nie tylko ciało jego syna, ale również psa. Jamnik imieniem Joy był czworonożnym staruszkiem, który już ledwo chodził. Niemniej, przez lata był przyjaciele i w zasadzie członkiem rodziny.
Za lata wierności nie spotkała go żadna taryfa ulgowa. Wręcz przeciwnie. Poszukiwany miał odrąbać psu głowę przy użyciu noża. Zmasakrowane zwłoki przyprawiały o ciarki nawet przyzwyczajonych do podobnych widoków funkcjonariuszy, o czym wspomniał informator “Faktu”.
To było coś strasznego, on odciął temu psu głowę nożem. Widok na miejscu tej zbrodni był taki, że nawet doświadczeni policjanci odwracali wzrok.
Źródło: Fakt