Lichtmana i Krawczyka połączyło coś więcej niż przyjaźń. Niebywałe, co zrobili
Krzysztofa Krawczyka i Mariana Lichtmana połączyła wyjątkowa przyjaźń. Mężczyźni razem pracowali, mieli za sobą również epizod wspólnego mieszkania. Okazało się, że ich więź była na tyle silna, że poddali się rytuałowi. Po tym zdarzeniu zostali połączeni ze sobą na zawsze.
Krzysztof Krawczyk działał z zespołem Trubadurzy
To był sam początek jego muzycznej kariery. Artysta grał z grupą Trubadurzy od 1963 , ta przygoda trwała przez następną dekadę . Pełnił tam rolę wokalisty. Krzysztof Krawczyk założył zespół ze Sławomirem Kowalewskim, w kolejnych latach dołączyli do niego Marian Lichtman, Jerzy Krzemiński i Bogdan Borkowski . Mężczyźni zaczęli rozwijać swoją karierę, a już dwa lata później wystąpili na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu . Była to trzecia jego odsłona.
Działając z Trubadurami, Krzysztof Krawczyk śpiewał takie utwory jak „Byłaś tu”, „Kim jesteś”, „Kasia” czy „Znamy się tylko z widzenia” . Po kilku latach zespół zaczął koncertować nawet poza granicami Polski. Mężczyźni jeździli do NRD, RFN, Związku Radzieckiego, Szwecji, Jugosławii, Bułgarii i Mongolii . W międzyczasie artysta zaczął już rozwijać swoją karierę solową.
Krzysztofa Krawczyka i Mariana Lichtmana połączyła przyjaźń
Nie dziwił fakt, że wokalista utrzymywał dobre kontakty ze swoimi kolegami z zespołu. Z Marianem Lichtmanem było to jednak coś więcej . To pod jego okiem Krzysztof Krawczyk trenował swój głos, po latach okazało się, że łączy ich niezwykle silna przyjaźń . Nie było więc zaskakujące, że Lichtman bardzo przeżył przedwczesną śmierć artysty.
Wciąż nie możemy uwierzyć, że Krzysztofa nie ma wśród nas. Ja moja rodzina, moje dzieci, moja żona… On był nam bardzo bliskim człowiekiem. To był kawał dobrego człowieka. To nie chodzi o to, że nasz przyjaciel. To była osoba, przy której nikt się nie nudził - mówił “Faktowi” w pierwszą rocznicę śmierci Krzysztofa Krawczyka.
ZOBACZ TEŻ: Na odejściu Dowbora najlepiej wyjdzie jego przyjaciel? “Były już pierwsze rozmowy”
Krzysztof Krawczyk i Marian Lichtman przeszli rytuał
Jak się okazuje, mężczyźni postrzegali swoją relację jako jeszcze głębszą. Wierzyli, że są dla siebie jak bracia . Przed laty postanowili nawet poddać się specjalnemu rytuałowi, który miał przypieczętować ten fakt. Pomysłodawcą był Krzysztof Krawczyk.
Weszliśmy do bramy. Krzysztof wziął żyletkę i lekko naciął mi skórę, robiąc nią znak krzyża. Później ja musiałem zrobić to samo z jego ręką. Przyznam, że bałem się go kroić. Udało się jednak, bo Krzysztof mnie poprowadził. Przyłożyliśmy nasze ręce do siebie. Nasza krew się zmieszała i tym sposobem staliśmy się braćmi. Na dobre i na złe! Nigdy nie byłem jego wrogiem, jak mi niektórzy zarzucają i nigdy mu niczego nie zazdrościłem - opowiadał Marian Lichtman “Plotkowi”.
W rozmowie z tym samym serwisem mężczyzna przyznał, że bardzo brakuje mu jego przyjaciela . Podkreślał również, że mimo iż nie łączyło ich DNA, to zawsze uważał go za członka swojej rodziny. Gdy zmarł ojciec Krzysztofa Krawczyka, przez miesiąc nawet razem mieszkali .