Tragiczna śmierć pary, znaleziono ich w mieszkaniu. Cała Polska w szoku po mrożących doniesieniach
Polską wstrząsnęła kolejna tragedia. W niedzielę 4 czerwca w mieszkaniu w Siernikach pod Obornikami Wielkopolskimi znaleziono ciało 53-letniego mężczyzny i o 10 lat młodszej kobiety. Oboje mieli rany postrzałowe.
Choć wykluczono możliwość udziału osób trzecich, okoliczności ich śmierci pozostają owiane tajemnicą.
Śmierć pary w Siernikach. Doszło do tragedii
Sąsiedzi Jacka P. opowiadają o nim raczej pozytywne rzeczy. Mężczyzna miał być spokojny, grzeczny, w jego mieszkaniu nie dochodziło do awantur. Pracował w oddalonych o około 30 kilometrów Obornikach. Ponadto chętnie angażował się w różne dodatkowe zajęcia – udzielał się jako ratownik medyczny i wodny, pracował w ochotniczej straży pożarnej.
Mężczyzna był ojcem dwóch dorosłych córek, których twarze miał wytatuowane na ramieniu. Sąsiedzi nie wiedzieli jaki jest jego stan cywilny, ale jak przyznali, odwiedzało go sporo kobiet, więc prawdopodobnie miał powodzenie.
Śmierć pary w Siernikach. Jej okoliczności pozostają tajemnicą
Jak donosi portal „Fakt”, ostatnio pojawiała się u niego Agnieszka R. Przed śmiercią pary nie pojawiła się jednak w mieszkaniu Jacka P. przez około miesiąc.
– Ona przyjeżdżała na kilka dni, później jakiś czas jej nie było. Nie pojawiała się zbyt często – powiedział portalowi „Fakt” jeden z sąsiadów.
Kobieta była osobą z niepełnosprawnością, która miał protezę nogi. Agnieszka R. poruszała się o kulach i na wózku inwalidzkim. Ostatni raz kobieta pojawiła się u mężczyzny w piątek. Jak mówią sąsiedzi Jacek P. pomógł jej wejść po schodach, a potem posadził na wózku inwalidzkim. Wyglądali na zadowolonych i nic nie wskazywało, by miało dojść do tragedii.
Śmierć pary w Siernikach. Wciąż nie wiadomo, co zaszło w mieszkaniu Jacka P.
Ciała pary zostały odkryte w niedzielę, gdy do Jacka P. przyjechała siostra zaniepokojona tym, że od dwóch dni nie mogła się z nim skontaktować. Gdy nie mogła dostać się do mieszkania, z pomocą przyszli sąsiedzi, który z pomocą drabiny postanowili dostać się do środka przez balkon.
Wciąż nie wiadomo jak doszło do śmieci pary, która zginęła od ran postrzałowych. Zgodnie z informacjami sąsiadów drzwi mieszkania były zamknięte od środka, klucz znajdował się w zamku i nie było śladów włamania. Jak powiedział Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu:
– Mężczyzna miał pozwolenie na broń. Podejrzewamy, że to z jego broni zginęli. Zabezpieczyliśmy pistolet, ale dopiero badania balistyczne i opinia biegłych pozwoli odpowiedzieć na pytanie, jak to się odbyło. Wykluczyliśmy udział osób trzecich, ale wciąż nie wiemy, która z osób zginęła jako pierwsza – dodaje.
Źródło: Fakt