Opole 2024: Muzyk domaga się przeprosin. “Mam dosyć braku szacunku”
Za nami prestiżowy Festiwal Piosenki w Opolu. Podczas corocznego koncertu doszło do kilku wpadek. Jedna z nich wydarzyła się podczas występu Oddziału Zamkniętego. Teraz muzyk zespołu domaga się specjalnych przeprosin.
Za nami niezapomniany festiwal w Opolu
Festiwal Piosenki w Opolu co roku dostarcza nam mnóstwa wrażeń i emocji. Podczas sobotniego koncertu byliśmy świadkami “SuperJedynek”, podczas których na scenie pojawiły się największe gwiazdy polskiego rocka. Zgromadzona na miejscu publiczność bawiła się do legendarnych przebojów Lady Pank, Wilków, Kobranocki, Kasi Kowalskiej, Zalewskiego, czy zespołu Bajm.
Całą imprezę poprowadził Marcin Daniec, który stał się również bohaterem niemałego skandalu. Wszystko z powodu wpadki, którą popełnił znany konferansjer, zapowiadając jeden z zespołów. Teraz lider grupy żąda od niego specjalnych przeprosin.
Napłynęły bardzo smutne wieści od Williama i Kate. Opublikowali czarno-białe ogłoszenie Fani "Ojca Mateusza" w żałobie. Nie żyje były mąż Poli RaksyMarcin Daniec w ogniu krytyki po Opolu 2024
Koncerty na żywo rządzą się swoimi prawami. Niejednokrotnie może dojść podczas nich do wpadek, które na długo pozostaną w pamięci widzów. Tak właśnie było podczas drugiego dnia Festiwalu w Opolu, podczas koncertu “SuperJedynek”. Wszystko z powodu pomyłki, którą popełnił prowadzący wydarzenie Marcin Daniec.
Jedną z grup występujących tego dnia na scenie w Opolu był Oddział Zamknięty, który zaprezentował takie utwory, jak “Obudź się”, “Ten wasz świat”, czy “Party”. Po ich rewelacyjnym występie podszedł do nich sam prowadzący, który postanowił pogratulować im świetnego koncertu. Niestety, konferansjer pomylił nazwisko wokalisty i do występującego Krzysztofa Wałeckiego kilkukrotnie zwrócił się, używając nazwiska “Jaryczewski”.
Prezenter miał na myśli Krzysztofa “Jarę” Jaryczewskiego, który od dawna nie jest już członkiem zespołu. Muzyk odszedł z grupy około 30 lat temu, a Krzysztof Wałecki dołączył do Oddziału Zamkniętego w 1995 roku.
ZOBACZ TEŻ: Adaś z "Niani" ma już 30 lat. Jak zmienił się Roger Karwiński?
Muzyk Oddziału Zamkniętego żąda przeprosin od Marcina Dańca
Teraz lider rockowej grupy nie kryje swojego oburzenia zaistniałą sytuacją. Na swoim profilu w social mediach zaznaczył, że nie rozumie, dlaczego taka wpadka miała miejsce i wytłumaczył, jak wyglądało to z jego perspektywy.
Wczoraj zaśpiewałem z Oddział Zamknięty na festiwalu w Opolu. Cały koncert ogólnie fajny, same znane i dobre zespoły. Niestety coś mnie zabolało. Prowadzący Marcin Daniec po naszym występie miał wręczyć na ręce Wojciech Pogorzelski statuetkę super jedynki. Na próbie wszystko było ustalone... kto daje, kto odbiera itd. Niestety Pan Marcin Daniec pojawił się ze statuetką i z okrzykami w moją stronę używając kilkakrotnie nazwiska Jaryczewski. Nie wiem, dlaczego to zrobił, ale ja się cofnąłem i wskazałem na Wojtka, głośno informując Pana Dańca, kto ma tę statuetkę odebrać. W rezultacie tak się stało - przyznał muzyk.
Krzysztof Wałecki zaznaczył też, że poczuł się urażony pomyłką i żąda przeprosin od Marcina Dańca.
Do tej pory nie wiem, co się właściwie wydarzyło, czy to miał być taki dowcip? Czy jakaś fatalna pomyłka? W każdym razie nie lubię braku szacunku dla kogokolwiek, także dla siebie. Daniec jako prezenter powinien znać moje nazwisko a jeśli nie znał, to powinien od razu zwrócić się do Wojtka Pogorzelskiego, a nie do mnie. Stało się inaczej. Wystartował, stawiając mnie w kłopotliwej sytuacji, której się nie spodziewałem. Wszystko to stało się na oczach publiczności i widzów w całej Polsce. Nikt nie przeprosił, nikt nie zdementował... a ja mam poczucie zepsutego smaku i totalnej amatory w wykonaniu bądź co bądź zawodowca. Szczerze mówiąc mam dosyć braku szacunku z jakiejkolwiek strony... czy jakiegoś niedoinformowanego konferansjera, czy reżyserów całego spektaklu - powiedział lider Oddziału Zamkniętego.