Strażak zabrał głos po wypadku syna Sylwii Peretti. Porażające słowa, które wiele mówią o tragedii
O wypadku, w którym zginął syn Sylwii Peretti słyszała już cała Polska. Na miejscu zginął kierowca i wszyscy pasażerowie, pędzącego z dużą prędkością auta. Pomimo tego, że straż pożarna zareagowała błyskawicznie, to nie dało się nikogo uratować. Jeden ze strażaków zabrał głos w sprawie tej tragedii. Jego słowa mówią wiele o tym, co wydarzyło się w Krakowie.
Syn Sylwii Peretti nie żyje
Syn Sylwii Peretti zginął w nocy z 14 na 15 lipca. O tragedii jest głośno nie tylko dlatego, że zginął syn celebrytki, ale także dlatego, w jakich okolicznościach do niej doszło. Strażacy podkreślają, że rzadko spotykają się z tak drastycznymi obrazkami.
- Wyjazdy do wypadków to nasza praca codzienna. Tu jednak od początku wiedzieliśmy, że samochód wypadł z jezdni, leży na dachu i nikt z niego nie wychodzi - powiedział “Wirtualnej Polsce” mł. kpt. Hubert Ciepły.
Dodał, że w podobnych sytuacjach trzeba spodziewać się wszystkiego.
Strażak o wypadku syna Sylwii Peretti
Strażak przyznał, że zadziałali oni bardzo dobrze i pomimo tego, że to była noc i centrum miasta, to na miejsce wypadku dotarli już po 4 minutach. Akcję ratunkową utrudniało to, że do samochodu nie dało się dojechać.
Strażacy poruszali się pieszo, niosąc odpowiedni sprzęt.
- To się zdarza naprawdę rzadko, że na miejscu giną cztery osoby. Widziałem niejeden poważny wypadek drogowy, ale w tej skali, osobiście w trakcie mojej pracy, jeszcze nie - powiedział rzecznik małopolskiej straży.
Syn Sylwii Peretti uwielbiał szybką jazdę
W sieci pojawiły się nagrania nie tylko z kamer miejskiego monitoringu, ale także z wnętrza samochodu, ponieważ syn Sylwii Peretti nie krył się z tym, że bardzo szybko jeździł samochodami. Ostatnie sprawia, że krew może zmrozić się w żyłach.
Widać na nim jak auto, którego był pasażerem, jedzie z ogromną prędkością, wyprzedzając inne samochody. Do tego, nie zatrzymuje się nawet na czerwonym świetle, przemykając przez skrzyżowanie. Do tragedii mogło dojść już wtedy.