Sąsiedzi Grzegorza Borysa powiedzieli, jakiego go znają. Szokujące słowa „lalusiowaty, dzieciuch”, TAK się zachowywał
Grzegorz Borys, który jest podejrzewany o zamordowanie swojego 6-letniego syna, nadal pozostaje na wolności. Policja sądzi, że mężczyzna ukrywa się w lesie nieopodal miejsca, w którym doszło do tragedii. Sąsiedzi mężczyzny nadal nie mogą uwierzyć w to, że miałby dopuścić się tak straszliwego czynu.
Grzegorz Borys poszukiwany przez policję
Grzegorz Borys był widziany jak ucieka z miejsca zbrodni około godziny 7 nad ranem. Mężczyzna został nagrany przez jedną z kamer monitoringu miejskiego. Jest na niej widziany jak udaje się w stronę Źródła Marii. Zgodnie z podejrzeniami Grzegorz Borys miał przygotować się do ucieczki i zabrać ze sobą sprzęt do survivalu.
Mężczyzna od piątku jest poszukiwany przez policję i inne służby. Pomorska policja zaapelowała o niewchodzenie do lasów Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, zwłaszcza w rejonie Chwarzna i Karwin. To właśnie tam trwają największe poszukiwania podejrzanego. Jak wyjaśniono, powoduje to zacieranie śladów i negatywnie wpływa na pracę psów policyjnych.
Bez TEGO Grzegorz Borys długo nie pociągnie. Ekspert zwraca uwagę na jeden szalenie istotny szczegół ucieczkiGrzegorz Borys prawdopodobnie ukrywa się w lesie
Kilka dni temu służby prowadzące obławę zauważyły w lesie tajemniczego mężczyznę, którego jednak nie udało się zatrzymać. Policjanci przypuszczają, że mógł to być Grzegorz Borys, ale nie wykluczają także wersji, że był to kłusownik, który po zauważeniu mundurowych zbiegł. Jak donosi „Fakt” powołując się na jednego ze swoich informatorów, Grzegorz Borys miał wcześniej przygotowywać w okolicy zagłębienia przykryte trawą i gałęziami, które mają mu służyć za kryjówki.
Ponieważ Grzegorz Borys jest wojskowym, uznawany jest za wyjątkowo niebezpiecznego. Nie wiadomo, czy podejrzany nie ma ze sobą broni palnej lub noży. Z tego powodu policja apeluje, by nie próbować zatrzymywać mężczyzny na własną rękę, gdyby ktoś go spotkał.
Grzegorz Borys w młodości w ogóle nie wskazywał, że mógłby dokonać takiej zbrodni
Portal „Fakt” zdołał skontaktować się z bliskimi Grzegorza Borysa, który przed laty mieszkał w Gryfinie. Jego dawni sąsiedzi nie potrafią uwierzyć, że mężczyzna miałby dopuścić się zamordowania własnego dziecka. Jak ujawnili, dawniej nic nie wskazywało na to, że mógłby się czegoś takiego dopuścić.
On był taki dzieciuch, taki lalusiowaty. Nie mamy pojęcia, dlaczego to zrobił.
Po rozstaniu rodziców przeprowadził się wraz z matką do Widuchowej, znajdującej się tuż pod granicą z Niemcami. Także tam sąsiadki mają podobne zdanie na temat Grzegorza Borysa:
On to był takie ciepłe kluchy, tylko mamusia miała go pod skrzydłami.
Źródło: Fakt