"Sanatorium miłości": ślub Iwony i Gerarda. Dopiero teraz wyszło na jaw, co zgotowali im sąsiedzi
Iwona Mazurkiewicz-Makosz i Gerard Makosz poznali się w 2. edycji programu „Sanatorium miłości”. Na początku sierpnia para stanęła na ślubnym kobiercu. Dzisiaj pojawili się wspólnie w programie „Pytanie na śniadanie”, gdzie opowiedzieli o swoim wyjątkowym dniu. I o tym, co zgotowali im sąsiedzi.
Iwona i Gerard z „Sanatorium miłości” stanęli na ślubnym kobiercu
Między Iwoną i Gerardem z 2. edycji programu „Sanatorium miłości” od początku iskrzyło. Opuścili program jako single, ale szybko zorientowali się, że nie chcą już być samotni. Dość szybko razem zamieszkali, a w lipcu ubiegłego roku zaręczyli się podczas hucznej uroczystości w zamku w Niepołomicach.
5 sierpnia w tym samym miejscu odbyła się ceremonia ich zaślubin. Para pojawiła się na dziedzińcu w zabytkowym kabriolecie. W uroczystości wzięła udział nie tylko Marta Manowska, ale także ekipa programu „Sanatorium miłości” i niektórzy z uczestników edycji, podczas której poznała się młoda para.
Nowożeńcy z „Sanatorium miłości” zawitali do „Pytania na śniadanie”
Od czasu ślubu Iwony i Gerarda z „Sanatorium miłości” minęły dwa tygodnie. Para odwiedziła w tym czasie Ustroń, by powspominać czasy swojego pierwszego spotkania, ale jak ujawnili, ich prawdziwa podróż poślubna dopiero przed nimi – para zdecydowała się zrealizować marzenie Iwony i wybrać się do Omanu.
Na co dzień para cieszy się swoim towarzystwem i uwielbia spędzać razem czas:
Mamy dużo empatii w sobie i wymyślamy sobie różne rzeczy, żeby się nie nudzić i żeby się śmiać. Myślę, że tej miłości nie zabraknie – powiedziała Iwona.
Nowożeńcy z „Sanatorium miłości” opowiedzieli o tym, co spotkało ich ze strony sąsiadów
Gerard i Iwona z „Sanatorium miłości” opowiedzieli także o tym, co przed ślubem spotkało ich ze strony sąsiadów. Jak opowiedziała Iwona w programie „Pytanie na śniadanie”:
Moja sąsiadka zza płota przyszła do mnie i mówi: ale masz ładne buty, ale chyba jeden ci się odpiął, mogę przymierzyć? Ja z otwartym sercem powiedziałam "bierz i mierz", a nie pomyślałam, że to była kradzież tego buta.
Także Gerard padł ofiarą podobnej sytuacji. Jak wyjaśnił najprawdopodobniej jest to tradycja niepołomicka, a narzeczeństwo musiało się wykupić.
To taki szantaż, żeby dostać wódeczkę – dodała Iwona.
Źródło: Plejada, pomponik