Puścili psy tropiące za poszukiwanym ws. śmierci 6-letniego Olka z Gdyni. Trop doprowadził w zdumiewające miejsce
Wciąż trwają poszukiwania Grzegorza Borysa, który jest podejrzany o zabicie własnego, raptem 6-letniego synka. Mężczyzna jest czynnym wojskowym, a do tego miłośnikiem sztuki przetrwania z odpowiednim sprzętem i narzędziami do przeżycia w lesie. Właśnie dlatego do jego poszukiwań zaangażowano wszelkie, specjalistyczne środki.
Grzegorz Borys był przygotowany do ucieczki
Na ten moment nie wiadomo, jakie mogły być motywy działania Grzegorza Borysa, ale śledczy podejrzewają, że mężczyzna mógł z wyprzedzeniem zaplanować zbrodnię. Wskazuje na to między innymi fakt, że zabrał ze sobą spakowany plecak z przyborami do survivalu.
Jeden z sąsiadów przyznał, że mężczyzna dobrze znał okoliczne lasy, bo potrafił w nich znikać na kilka dni. Niewykluczone, że już wcześniej miał tam upatrzone kryjówki.
Oprócz ciała synka znaleziono też drugie zwłoki. Ujawniono, co Grzegorz Borys zabrał ze sobą w plecakuGrzegorz Borys uciekł w kierunku lasu
Miejscowe kamery monitoringu uwieczniły Grzegorza Borysa na kilka godzin przed odkryciem makabrycznej zbrodni, której miał się dopuścić. Biegł wtedy w kierunku Źródła Marii. To kapliczka znajdująca się w leżącym nieopodal jego miejsca zamieszkania kompleksie leśnym.
Jak można było przypuszczać, służby w pierwszej kolejności skupiły swoje działania poszukiwawcze właśnie w tym rejonie. Już od samego początku zbiega potraktowano szalenie poważnie, dlatego do pomocy zaprzęgnięto specjalne jednostki.
Psy szukały Grzegorza Borysa
Do akcji wkroczyły także psy tropiące. Te faktycznie złapały pewien ślad poszukiwanego we wspomnianym wyżej kompleksie leśnym. Zapach doprowadził je ostatecznie do jednego ze zbiorników wodnych i tam trop się urwał.
Śledczy brali pod uwagę fakt, że mężczyzna mógł popełnić samobójstwo, dlatego przy wsparciu nurków przeszukano także dno wspomnianego zbiornika. Ostatecznie jednak nie znaleziono tam żadnych śladów uciekiniera.
Źródło: Super Express