Oburzające wieści z Rancza Emili Korolczuk. Podłość ludzka przekroczyła granicę
Widowie uwielbiają Emilię Korolczuk i jej ranczo — widać to po komentarzach, jakie pojawiają się pod odcinkami i filmami na Youtube. Niestety, nawet powszechna sympatia nie jest w stanie uchronić bohaterki programu "Rolnicy. Podlasie" przed ludzką podłością. Ta zaś przekroczyła wszelkie granice.
Emilia Korolczuk słynie w mediach, jako niezwykle troskliwa i pracowita gospodyni. Nie tylko otacza trzodę opieką, ale ciągle rozwija swoją wiedzę i możliwości. Podczas ostatniego szkolenia hodowców wyjawiła jednak, że nie wszystkim w smak jest jej działalność.
"Rolnicy. Podlasie": Kłopoty nie omijają Rancza Laszki
Każda koza, krowa, koń, czy pies są tu traktowani jak członkowie rodziny. Mają imiona, a gospodyni zna ich charaktery i dba, aby niczego im nie brakowało. Nawet dwuletnia Laura pomaga mamie jak może — ostatnio towarzyszyła Emilce podczas sprzątania kurnika, a na zamieszczonym nagraniu mogliśmy zauważyć, że dumna Korolczuk już uczy małą szacunku do zwierząt.
- Nie mam pojęcia ile dokładnie ich jest. Ale zauważyłabym, gdyby któregokolwiek zabrakło. Każde ze zwierząt ma imię, swój charakter i swoją historię. Do tego większość z nich się przy mnie rodzi! Nie da się ich nie rozróżniać - mówi bohaterka programu “Rolnicy. Podlasie”.
Niestety, nawet uwielbianego Rancza Laszki nie omijają kłopoty. Emilka już nie raz mówiła o niebezpiecznych sytuacjach i zachowaniach , zwłaszcza kiedy na gospodarstwo przedostawali się obcy. Okazuje się jednak, że najgorsze przejawy ludzkiej podłości dzieją się za jej plecami.
Emilia z "Rolnicy. Podlasie" boleśnie doświadczyła ludzkiej zawiści
Emilia uczestniczyła niedawno w szkoleniu zorganizowanym przez Polski Związek Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego w Suchowoli. Zaradna, mocno stąpająca po ziemi, wykształcona pani sołtys wsi Laszki znana jest w całej Polsce - nic dziwnego, że obecni na miejscu dziennikarze dość szybko złapali z nią kontakt i poprosili o komentarz.
Mowa była m.in. o oczekiwanych przewrotach, jakie mogą czekać polską gospodarkę rolniczą. Z dumą podkreślała, że rolnictwo ma przyszłość i mocno dała do zrozumienia, że krajowa produkcja mięsa i produktów odzwierzęcych jej zdaniem nie ucierpi jeszcze przez długi czas.
Ma wszak na tym polu doświadczenie — sama hoduje drób, w swoim inwentarzu posiada nawet słynne, niebieskie krowy, którymi swojego czasu chwalił się inny bohater “Rolników. Podlasie”, Andrzej z Plutycz. To właśnie m.in. te zwierzęta stały się powodem… donosu, który miał spłynąć do gminy, a nawet inspekcji weterynarii.
- Co człowiek to dobrostan. Dla jednego krowa na łańcuchu, która całe życie gapi się w ścianę to jest dobrostan. A dla drugiego, np. dla mnie, nie wyobrażam sobie zwierzęcia całego życia zamkniętego w budynku - podkreśla Korolczuk.
Emilia Korolczuk mocno odpowiada na zarzuty
Jak podaje “Super Express”, internauci są zgodni, że w tym przypadku podłość ludzka przekroczyła wszelkie granice. Jeden z “życzliwych” donosów miał bowiem dotyczyć właśnie stada, trzymanego na zewnątrz. Emilia Korolczuk podkreślała, że swoje zwierzęta hoduje na wolnym wybiegu, czyli zgodnie z normami i wytycznymi.
- Oznacza to, że "uprzejme" powiadamianie urzędników gminy, inspekcji weterynaryjnej czy policji o tym, że "biedne krowy stoją na śniegu" jest bezpodstawne. Dziękujemy za troskę - dodała stanowczo.
Źródło: Super Express