Myślał, że po prostu zatkało mu się ucho. Lekarz zajrzał do środka i aż struchlał. "O mój Boże"
Pewien Nowozelandczyk skarżył się na zatkane ucho. Był przekonany, że głęboko do narządu dostała się woda, bo dyskomfort pojawił się po powrocie z basenu. Prawda okazała się jednak dużo bardziej przerażająca. Odkrył ją lekarz.
Co ciekawe, pierwszy specjalista zbagatelizował sprawę, przez co mężczyzna dłużej musiał się męczyć. Co znajdowało się w jego uchu?
Poszedł do lekarza z zatkanym uchem
Zane Wedding to 40-letni mężczyzna z Nowej Zelandii, któremu w życiu woda do ucha wleciała już nie raz. Właśnie dlatego winę za zatkany narząd zgonił na ciecz.
Problem w tym, że woda, którą miał mieć w uchu, nie wyciekała, nawet gdy długo leżał na odpowiednim boku. Nie był w stanie rozwiązać problemu sam, dlatego udał się do lekarza następnego ranka.
Lekarz zbagatelizował sprawę
Gdy już pojawił się u lekarza, licząc, że ten zajrzy do środka, spotkał się z deprecjonowaniem problemu. Specjalista stwierdził, że to na pewno woda i wystarczy wysuszyć ją suszarką. Nie widział powodu, by poświęcać czas na dokładne badanie.
Sęk jednak w tym, że problem nie znikał nawet wtedy, gdy Zane długo suszył ucho. Wciąż czuł, że coś w środku mu się przelewa, nawet gdy się nie poruszał . Na dodatek pojawiły się dodatkowe objawy w postaci zawrotów głowy.
Inny lekarz odkrył tajemnicę. "O mój Boże"
Zane postanowił więc pójść do innego specjalisty. Ten nie zamierzał już stawiać diagnozy bez oględzin, dlatego zajrzał w głąb ucha. Był w szoku, gdy zobaczył, co się w nim znajduje.
- O mój Boże, myślę, że ma Pan owada w uchu! - wyznał zszokowany lekarz.
Dopiero po wyjęciu go, okazało się, że był to niewielki karaluch. W tym momencie już nie żył, ale gdy Zane czuł, że coś w uchu mu się przelewa, prawdopodobnie oznaczało to przemieszczającego się owada, który szukał drogi wyjścia. Niewykluczone, że po takiej przygodzie Nowozelandczyk do basenu bez zatyczek do uszu już nie wejdzie.
Zobacz post: