"Gdy spałam, córka umierała". Lucyna Malec przeżyła koszmar 26 lat temu
Lucyna Malec ogólnokrajową rozpoznawalność zapewniła rola Danusi z “Na Wspólnej”. Choć fani przeważnie widzą ją uśmiechniętą i pełną życia, nie zdają sobie sprawy, jaka odpowiedzialność spoczywa na aktorce. Od lat samotnie wychowuje córkę Zosię, która cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Życie dziewczynki zawisło na włosku tuż po tym, jak przyszła ona na świat. Aktorka opowiedziała o rozdzierających kulisach tamtych wydarzeń.
Córka Lucyny Marzec cierpi na poważną chorobę
Lucyna Malec zasłynęła na łamach takich produkcji jak “Na wspólnej”, “Czas honoru” czy “Przyjaciółki”; wielokrotnie miała również okazję użyczyć swojego głosu postaciom z bajek. Jej kariera robi ogromne wrażenie, choć równie godne podziwu jest to, jak opiekuje się swoją 26-letnią córką Zosią, chorą na dziecięce porażenie mózgowe. Codzienne zmagania z chorobą nauczyły aktorkę doceniać i cieszyć się z małych rzeczy:
Mam dużo. Dziecko, które kocham, rodzinę, przyjaciół, na których pomoc mogę liczyć – mówiła w wywiadzie z Rewią.
Córka jest dla niej całym światem. Artystka samotnie wychowywała pociechę, łącząc opiekę nad nią z rozwijaniem swojej kariery. Do dziś jest dla swoich fanów przykładem siły i niezależności. Wychowanie Zosi nie było proste, jednak, jak się okazuje, wydarzenie, które do dziś spędza aktorce sen z powiek, miało miejsce tuż po narodzinach córki. Dziewczynka otarła się o śmierć, co do dziś wywołuje wyrzuty sumienia u jej matki.
Córka Lucyny Malec ma porażenie mózgowe. Aktorka od 20 lat sama się nią zajmuje Lucyna Malec pogrążona w żałobie. Odeszła jedna z ostatnich bliskich jej osóbLucyna Malec samotnie wychowywała córkę. Co było dla niej największą trudnością?
Lucyna Malec przez 26 lat samodzielnie zajmowała się córką. Samotne macierzyństwo było pełne wyzwań. Jedną z przyczyn zmartwień aktorki był stan specjalistycznej opieki w Polsce dla osób chorych na dziecięce porażenie mózgowe.
W naszym kraju nie jest łatwo nikomu, rodzicom, emerytom, nauczycielom, żaden zawód nie jest doceniany. Nawet patrząc na siebie, jako aktorki, która tyle lat gra w popularnym serialu, nie leżę na pieniądzach. Nie jesteśmy tak opłacani jak aktorzy za zachodnią granicą. Wiem, że w innych krajach rodzice dzieci niepełnosprawnych mogą liczyć na dużo większe wsparcie, choćby refundację turnusów rehabilitacyjnych. U nas to wszystko dzieje się z pieniędzy prywatnych. Wiem jednak, że wiele osób jest w dużo gorszej sytuacji finansowej niż ja. Pracuję w serialu, w teatrze, w dubbingu. Zarabiam pieniądze, jestem w miarę zdrowa i daleka jestem od narzekania – wyznała aktorka na łamach "Faktu".
Mimo iż córka aktorki już od dawna jest dorosła, dalej wymaga całodobowej opieki. Artystka wyznała, że obawia się momentu, w którym Zosia zostałaby sama. Przyznała, że na tę chwilę nie ma gotowego scenariusza na taką ewentualność.
Najbardziej brakuje pomysłu na przyszłość, ale też staram się nie za bardzo o tym myśleć, bo nie wiem, co mogę wymyślić. Staram się to "puścić". Nie wiem, jak będziemy funkcjonowały. Tak samo jak Zosia była mała, to nie miałam pojęcia, jak ona będzie funkcjonowała, jak będzie miała 10, 15, 20 lat. Tej przyszłości naszej też nie wymyślę. Możemy tylko cieszyć się każdym kolejnym dniem – przyznała Malec.
ZOBACZ TEŻ: Córka Justyny Malec cierpi na poważną chorobę. „Miałam myśli samobójcze”
Życie córki Lucyny Malec było zagrożone
W rozmowie z “Vivą” Lucyna Malec opowiedziała, iż gdy była w ciąży, nic nie wskazywało na to, że podczas porodu coś może nie pójść po myśli lekarzy i jej samej. Niestety w trakcie wydarzyły się komplikacje, które na zawsze odbiły się na życiu aktorki i jej córki. Do dziś wspomina je z bólem.
Wszystko działo się bardzo szybko i bardzo dramatycznie. Nie mogłam Zosi urodzić, użyto vacuum i włożono moje dziecko do inkubatora, a ja zasnęłam, bo byłam bardzo zmęczona. Kiedy spałam, córka umierała, ale nie umarła. Wszystko się wydarzyło w trakcie porodu i zaraz po. Następnego dnia zobaczyłam ją zaintubowaną, taką małą biduleczkę. Ona po prostu nie chciała się urodzić, a ja biorę winę na siebie, że nie umiałam jej do życia zachęcić. Zresztą nie chcę już myśleć o niczyjej winie, nie chcę nikogo oskarżać – mówiła.
Aktorka wyznała, że przez lata zmagała się z przygniatającym poczuciem winy. Żyła w przeświadczeniu, że jest odpowiedzialna za chorobę córki.
Zadawałam sobie pytania, co mogłam zrobić, a czego nie zrobiłam, czego nie dopilnowałam, może zaniechałam jakichś badań. Wszystkie moje pytania były do mnie samej. Gdyby wiedza była na tym poziomie co teraz, moja Zosia pewnie byłaby zdrowa. Dostała drgawek, przestała oddychać, dlatego ją zaintubowano. Podobno zdarzył się też wylew krwi do mózgu, dostała leki przeciwpadaczkowe – opowiadała Malec.