Wypadek na A1. Pojawił się kolejny świadek. Porażające, kobieta widziała, co zrobił Majtczak sekundy po tragedii
Choć minęło już sporo czasu, cała Polska żyje wydarzeniami z 16 października i tragicznym wypadkiem na A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina. Za kierowcą BMW, Sebastianem Majtczakiem dopiero kilka dni temu ruszył list gończy, a tymczasem wiele osób zachodzi w głowę, co właściwie wydarzyło się po katastrofie. Gdzie jest poszukiwany 32-latek i dlaczego w sprawie wciąż jest tak wiele niewiadomych? Teraz pojawił się kolejny świadek, który ujawnił porażające szczegóły.
Sprawca wypadku na A1 nadal poszukiwany. Słowa świadków przyprawiają o dreszcze
Do dziś nie wiadomo, dlaczego tuż po wypadku na A1 służby podały, że doszło do niego “z niewiadomych przyczyn”. W mediach niemal od razu zaroiło się bowiem od doniesień i już niebawem wiadomo było, że w tył osobowego auta marki Kia wjechało rozpędzone BMW.
Auto, którym podróżowali 5-letni Oliwier i jego rodzice uderzyło w barierki i stanęło w płomieniach. Według doniesień ze środka wydobywały się krzyki i wołania o pomoc. Niestety, żadnego z podróżujących nie udało się uratować.
Jedyny świadek zdarzenia potwierdza, że chwilę przed wypadkiem zwróciła jego uwagę ogromna prędkość kierowcy BMW, mimo że takich rzeczy normalnie się nie dostrzega, gdy ktoś jedzie po przeciwnej stronie. Widział błyskanie długimi światłami oraz włączony kierunkowskaz w Kii - mogliśmy przeczytać na profilu “bandyci drogowi” niedługo po tragedii.
Trwają poszukiwania świadków w sprawie wypadku na A1
Za 32-letnim kierowcą BMW, który po tragedii rozpłynął się w powietrzu, dopiero niedawno ruszył list gończy. W sprawie pojawiło się także wiele oświadczeń, będących odpowiedzią na szalejącą w mediach burzę. Jak zapewniano, wbrew doniesieniom, Sebastian Majtczak nie jest w żaden sposób spokrewniony z żadnym policjantem.
Wiele zaangażowanych w sprawę wypadku na A1 osób zwraca jednak uwagę na opieszałość służb, a w rozmowie z Gazeta.pl sąsiad poszukiwanego przyznał, że nie przesłuchano jeszcze mieszkańców, a sam monitoring zabezpieczono bardzo późno.
Adwokat pogrążonej w żałobie rodziny zaznacza jednak, że na stworzony specjalnie kanał informacyjny ( a1wypadek@kancelariakowalski.pl ) cały czas docierają nowe doniesienia i choć nie może ujawnić zbyt wielu szczegółów, dziękuję za pomoc.
Widziała, co działo się sekundy po wypadku na A1. Druzgocące słowa kobiety
Teraz w sprawie wypadku na A1 pojawił się kolejny świadek. W rozmowie z “Faktem” głos zabrała pani Anna, która na własne oczy widziała całe zajście.
Już wcześniej potwierdzono, że rozbite BMW zatrzymało się ok. 250 metrów od płonącej Kii, a pędzący wcześniej ponad 250 km na godzinę (według opinii biegłego) kierowca wyszedł z niego o własnych siłach.
Nawet nie wyszedł do nas, by cokolwiek pomóc. Nic. Siedział jak szczur przy aucie, 200 metrów dalej. Początkowo myśleliśmy, że to ktoś, kto potrzebuje pomocy, że mu coś się stało. Naszym zdaniem ten człowiek z bmw w czasie, kiedy czekaliśmy na służby, dzwonił gdzie trzeba - zaznacza rozmówczyni.