Takie rzeczy teraz wyczyniają przy kasach w sklepach. "Buractwo"
Dla większości Polaków, zwłaszcza w większych miastach, wizyta w sklepie spożywczym wiąże się z całą gamą negatywnych uczuć. Klienci narzekają na brak towarów, nieporządek oraz tłok, a co za tym idzie — zbyt długie kolejki do kas. Problemu nie rozwiązują nawet owiane złą sławą kasy samoobsługowe. Z tego powodu część osób wpadła na zaskakujący sposób, jak zająć sobie miejsce w kolejce i kontynuować spokojnie zakupy, nie martwiąc się o spędzenie przy kasie zbędnych minut. Patent ten budzi jednak kontrowersje.
Sklepy w całej Polsce zmagają się z szokującym pomysłem klientów
Polacy mają dość stania w długich kolejkach. Sprytni klienci znaleźli sprytny patent na to, aby znacznie skrócić swoje wizyty w sklepach spożywczych. Dzięki temu nawet jedna pracownica na kasie to nie problem. Okazuje się, że kupujący, zamiast ustawiać się w tradycyjną kolejkę, “zaklepują” sobie w niej miejsce. Jak to robią oraz dlaczego budzi to aż takie kontrowersje?
Nietypowy patent na zajmowanie sobie miejsca w kolejce do kasy zyskuje coraz większą popularność w całej Polsce. Sprawa jest na tyle głośna, że postanowiła opisać ją “Gazeta Pomorska”. Dziennikarze dotarli do klientów, którzy doświadczyli tego bulwersującego zjawiska na własnej skórze.
Jak klienci zajmują sobie kolejkę do kasy w sklepie?
Ostatnio w sklepach w całej Polsce dochodzi do incydentów, które jednoznacznie udowadniają, iż klienci mają dość stania w zbyt długich kolejkach do kasy. Sprawa dotyczy nie tylko wielkich marketów, ale również mniejszych, osiedlowych sklepików. Na jaki pomysł wpadli kupujący, by zaoszczędzić sobie zbędnego czekania?
Niedawno w jednym z dyskontów na moim osiedlu byłem świadkiem takiej sytuacji. Przed jedyną kasą obsługiwaną przez pracownika, ustawiła się długa kolejka. Podeszła kobieta z pełnym koszykiem, rozejrzała się, postawiła go za ostatnim klientem i poszła dalej robić zakupy – opowiedział pan Stefan z Bydgoszczy na łamach “Gazety Pomorskiej”.
Mogłoby się wydawać, że można odsunąć bezpański koszyk i nie uwzględniać go w kolejce. Klient, który był świadkiem tej niecodziennej sytuacji, przekonuje jednak, że nie jest to takie proste.
Nowy klient odstawił koszyk na bok, bo przecież nie powinien stać w kolejce zamiast człowieka i zajął to miejsce. Po chwili wróciła pani, mając w ręku tyle zakupów, że ledwo udało się jej je utrzymać i się zaczęło – czytamy na łamach codziennika.
ZOBACZ TEŻ: Krzysztof Jackowski ma fatalne wieści nt. „800 Plus”. Padła konkretna data
Klienci są oburzeni tym, co dzieje się w sklepach
Kobieta, która zaklepała sobie miejsce w kolejce do kasy koszykiem, nie dała za wygraną. Po tym, jak inni klienci zwrócili jej uwagę, rozpętała się burza.
Ktoś krzyknął, że do kasy to się przychodzi osobiście, jak się już zrobi zakupy, a nie, żeby zająć kolejkę w tak bezczelny sposób. Zwyczajnie, wepchała się. Młoda dziewczyna nazwała ją "Grażyną". Starszy pan powiedział, że rozumie, gdyby zapomniała jednej rzeczy i się wróciła, zdarza się, ale nie aż tyle, to jest - jak wykrzyczał - "zwykłe buractwo". Bo inni muszą stać, a ona nie. Kobieta się wściekła, inni klienci też nie mogli powstrzymać nerwów. Dla mnie to są chore sytuacje, że ludzie tak kombinują! – podsumował Pan Stefan w wywiadzie z “Gazetą Pomorską”.
Sytuacja, do której doszło w bydgoskim sklepie, nie jest wyjątkiem. Pani Maria z Torunia również była świadkinią tej szokującej praktyki — pewna kobieta zostawiła w kolejce po mięso koszyk i poszła dalej robić zakupy.
Wróciła i jakby nic stanęła tam gdzie zostawiła koszyk. Pan, który stał za tym koszykiem zwrócił jej uwagę, że nikt nie pilnował kolejki, bo przecież koszyk nie mógł powiedzieć, że ona tutaj stoi i on nie wie czy tak było czy nie. Kobieta odwróciła się na pięcie, zrobiła minę, że lepiej nie mówić, i sobie poszła obrażona na cały świat – czytamy.
Część osób jest przekonana, że do rozpowszechnienia się tego patentu przyczynił się brak wystarczającej liczby pracowników na kasach. Czy rzeczywiście to sklepy ponoszą winę za oryginalne pomysły swoich klientów? Tego zdania był jeden z rozmówców “Gazety Pomorskiej”:
Gdyby sklep wystawił więcej pracowników, to by ludzie nie robili takich numerów, a nie jedna pani obsługuje w piątek klientów, gdy ci kupują więcej na weekend. Tak samo w sytuacji, gdy jedna kasa jest czynna. To wina sklepów!
źródło: pomorska.pl