Tak wyglądał kawalerski Lewandowskiego. Nagła zmiana planów
Anna i Robert zaręczyli się w 2011 roku podczas wakacji na Malediwach. Z kolei pierwszy ślub wzięli pod Serockiem. W tym roku Lewandowscy obchodzą 11. rocznicę ślubu. Kiedy brali ślub w 2013 roku, piłkarz już cieszył się dużą popularnością. Teraz wyszło na jaw, jak Lewy spędzał swój wieczór kawalerski. Oj, działo się.
Lewandowscy świętują 11. rocznicę ślubu
Lewandowscy powiedzieli sobie sakramentalne "tak" dokładnie 22 czerwca 2013 r. Robert już wtedy był znanym piłkarzem, a Anna dopiero zaczynała budować swoje imperium. W zeszłym roku para zdecydowała się odnowić swoją przysięgę i z tej okazji zorganizowali huczne przyjęcie. Zdjęcia z niego szybko obiegły sieć. Wzrok przykuwała szczególnie piękna suknia Lewandowskiej.
Z kolei tegoroczną 11. rocznicę świętowali już dużo skromniej. Widać, że nadal są ze sobą bardzo szczęśliwi.
Tak wyglądał wieczór kawalerski Lewego
Wszyscy widzieli zdjęcia z pierwszego ślubu Lewandowskich. Jednak dopiero po latach dowiedzieliśmy się, jak Lewy spędzał swój wieczór kawalerki. Jak się okazuje, wraz z kolegami wybrali się na Lazurowe Wybrzeże. Sławomir Peszko kawalerski Lewego opisał w swojej książce.
Lewy poprosił mnie wtedy, żebym był jednym z jego czterech świadków. Nie mogło się więc obyć bez kozackiego wieczoru kawalerskiego. (…) Lewandowski był już dużą gwiazdą, ale nikt z nas nie pomyślał, żeby wyczarterować prywatny samolot i na Lazurowe Wybrzeże polecieliśmy regularnymi liniami. Co prawda on, ja i Szczęsny weszliśmy na pokład terminalem VIP, ale i tak nie udało się nam uniknąć ogona. Już w Nicei, kiedy jechaliśmy z lotniska do hotelu Radisson, za naszym busem pojawił się biały fiat, który co chwilę podjeżdżał, żeby sprawdzić, kto siedzi za zaciemnianymi szybami – można przeczytać w książce "Peszkografia. Będzie się działo!".
Tego Lewandowski nie mógł przewidzieć, planując swój kawalerski
Jak się okazało, piłkarzy ścigali paparazzi. To niebywałe, gdzie Lewandowski wraz z kolegami wybrali się, żeby coś przegryźć.
Niepokojeni mogliśmy wybrać się do… McDonalda. I zamiast wcinać małże w sosie koperkowym albo wykwintne steki z argentyńskiej wołowiny, poszliśmy na cheeseburgery z frytkami za kilka euro – opowiadał Sławomir Peszko.