Sąsiedzi Borysa przerywają ciszę. Pod blokiem pojawiło się podejrzane auto. "Wysiedli jacyś mężczyźni, zachowywali się dziwnie"
Obława na Grzegorza Borysa zakończyła się po upływie 18 dni. Mężczyzna był poszukiwany jako główny podejrzany w sprawie morderstwa jego 6-letniego syna, Olusia. Jego ojcu przez długi czas udawało się zwodzić policję, jednak ostatecznie został odnaleziony martwy. Jakie szczegóły kryją się za tą tajemniczą sprawą? Sąsiedzi właśnie przerwali milczenie w sprawie podejrzanego samochodu, który był widziany w dniu zabójstwa dziecka.
Grzegorz Borys został znaleziony martwy
20 października w Gdyni doszło do tragedii. 6-letni Oluś został zamordowany, w swoim własnym łóżku. Napastnik bez litości ranił go kilka razy nożem. Ciało chłopca niedługo później odkryła matka, która natychmiast oskarżyła o popełnienie tej zbrodni męża. Po przeanalizowaniu sprawy policja jako głównego podejrzanego w sprawie uznała Grzegorza Borysa, który zbiegł na teren Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
Przez 18 dni na zalesionych terenach toczyła się obława. Poszukiwania dobiegły końca 6 listopada, gdy wyłowiono ciało 44-latka ze zbiornika wodnego Lepusz. Śledczy dopiero zajęli się badaniem zwłok, których tożsamość potwierdziła matka Grzegorza Borysa, jednak już do wiadomości publicznej podano wstępne informacje o przyczynie śmierci żołnierza. Prokuratura podała, że było nią utonięcie. Wiele faktów wskazuje, że mężczyzna popełnił samobójstwo, jednak potrzeba czasu, aby potwierdzić tę teorię. Tymczasem na temat całej sprawy wyszły na jaw szokujące informacje.
Odnalezienie Grzegorza Borysa nie kończy śledztwa
Śmierć Grzegorza Borysa wciąż nie schodzi z ust wielu osób w całej Polsce. Jej okoliczności dalej pozostają tajemnicą, jednak to tylko kwestia czasu, zanim policji uda się ustalić, kiedy i jak do tego doszło. Należy jednak podkreślić, że odnalezienie zwłok poszukiwanego mężczyzny nie jest równoznaczne z zakończeniem śledztwa w sprawie śmierci 6-letniego Olusia. Ponieważ jednak Grzegorz Borys prawdopodobnie popełnił samobójstwo, policji wciąż zostało wiele pytań bez odpowiedzi.
Tuż po odnalezieniu zwłok mężczyzny zaczęły pojawiać się liczne teorie. Ciężko oczekiwać, by komentarze o sprawie, która przez niemal 3 tygodnie oddziaływała na społeczeństwo, miały nagle ucichnąć. Tym bardziej, że o Grzegorzu Borysie wciąż wychodzą na jaw nowe informacje. Wiadomo, co znalazło się w treści ostatnich SMS-ów, które wysłał przed śmiercią. Teraz głos postanowili zabrać sąsiedzi 44-latka, którzy zaobserwowali nietypowe zjawisko.
Sąsiedzi Grzegorza Borysa opowiedzieli o podejrzanym samochodzie
W sprawie śmierci 6-letniego Olusia faktem jest, iż jego ojciec, Grzegorz Borys, niedługo po popełnieniu domniemanej zbrodni spakował swoje rzeczy do survivalu i zbiegł w kierunku Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. To właśnie tam zaprowadziły śledczych psy tropiące oraz nagrania z monitoringu. Co jednak stało się przed morderstwem dziecka? Sąsiedzi właśnie przerwali milczenie w tej sprawie. Zaczęli mówić o podejrzanej cysternie, która 20 października ok. godz. 7 rano zaparkowała przed blokiem, w którym doszło do tragedii.
Widziałem ją na własne oczy. Wielka pomarańczowa cysterna. Była tam w czasie morderstwa i ucieczki Grzegorza Borysa. Wysiedli z niej jacyś mężczyźni, wyciągnęli wąż i zachowywali się bardzo dziwnie. Po co ta cysterna tam była? Nie ma tu ani dużych studzienek ani nie padało, by trzeba było wodę wypompować z zalanego podziemnego parkingu. Pokręcili się tak z godzinę, a później odjechali – powiedział w rozmowie z Faktem jeden z sąsiadów.
Słowa mężczyzny potwierdziło również kilka innych osób:
Nigdy wcześniej taki samochód się tu nie pojawiał, dlaczego był tu akurat w tym czasie i po co. Śledczy powinni to wyjaśnić. Powiedziałam im o tym, chodzili po mieszkaniach w weekend i wypytywali ludzi o różne rzeczy.
źródło: fakt.pl