Mieszkanka Podlasia ujawniła, co dzieje się na miejscu. „Strach, obawa o siebie, o zdrowie i bezpieczeństwo”
Nadzwyczajna sytuacja na granicy polsko-białoruskiej, która była głównym powodem wprowadzenia stanu wyjątkowego, wymogła na mieszkańcach Podlasia zmianę dotychczasowych przyzwyczajeń. Jedna z kobiet zamieszkujących tereny przygraniczne opowiedziała o życiu w cieniu kryzysu redakcji Wirtualnej Polski.
Podlasie w czasach kryzysu na granicy
Mieszkanka jednej z przygranicznych miejscowości podkreśliła przede wszystkim strach oraz wyczulenie Podlasian.
– We wsiach wieczorem jest mniejszy ruch. Mało osób przemieszcza się inaczej niż samochodem – stwierdziła.
Dodała jednak, że w okresie, gdy w lasach pogranicza przebywało wielu uchodźców, mieszkańcy organizowali się, pomagając im w miarę swoich możliwości.
– Przedtem mobilizowaliśmy się wszyscy do pomocy, nawet osoby, których nie podejrzewalibyśmy, że się na to zdecydują, robiły to – powiedziała.
Jak zaznaczyła – postawa dużej części uległa jednak zmianie. Jako jej główny powód wskazała przede wszystkim zmniejszenie liczby uchodźców na wskazanym terenie, a także wspomniany już strach mieszkańców.
– Strach, obawa o siebie, o swoje zdrowie i bezpieczeństwo spowodowała, że część ludzi ma do tego większy dystans i już nie chce pomagać. […] Wiem od okolicznych, że w strefach przygranicznych zdarzały się różne przypadki, takie jak próby włamania do domów czy też próby kradzieży samochodu – dodała, zaznaczając jednak, że sama nie spotkała się z podobnymi zachowaniami.
Wskazała także, że ci, którzy chcą pomagać uchodźcom, czynią to dalej. Sama obawia się jednak innej kwestii.
– Boję się, że odmówią wezwania pomocy, a gdy nawet ją wezwę, to będą twierdzić, że im zaszkodziłam – wyjaśniła, stwierdzając, że słyszała o podobnych sytuacjach.
Źródło: Wirtualna Polska
Artykuły polecane przez redakcję Lelum: