Leczyła się w tej samej klinice, co Tomasz Jakubiak. To, co wyjawiła, aż mrozi
Ostatnio wielu Polaków jest poruszonych losem znanego kucharza — Tomasza Jakubiaka. Juror programu “MasterChef” zmaga się z groźnym i bardzo trudnym w leczeniu nowotworem. Aby zawalczyć o swoje zdrowie, wyjechał do specjalistycznej kliniki w Izraelu, która przoduje w leczeniu tego typu schorzeń. Wcześniej była tam również inna Polka, która zdradziła, z czym wiąże się taka kuracja.
Tomasz Jakubiak ma nowotwór
Najpierw fani Jakubiaka zauważyli gwałtowny spadek wagi kucharza i zaczęli podejrzewać, że jest na coś chory. Prawda okazała się wstrząsająca. Tomasz Jakubiak usłyszał diagnozę, o której nie chciał na początku mówić, bo powstrzymywał go wstyd. Jednak kiedy w końcu powiadomił o swoim stanie, mógł liczyć na wsparcie ze strony ludzi z całego kraju.
Nowotwór sprawił, że kucharz nie mógł jeść i musiał przejść na odżywianie pozajelitowe, które jest bardzo nieprzyjemnym procesem. Oprócz tego rozpoczął chemioterapię i zaczął przyjmować silne leki przeciwbólowe, aby w ogóle móc funkcjonować. Później pojawiła się szansa na inną formę pomocy. Jakubiak przeniósł się do specjalistycznej kliniki w Izraelu i tam walczy o powrót do zdrowia. Tamtejsi specjaliści opracowali eksperymentalną metodę, polegającą na badaniu ludzkich genów i szukaniu tych, które są odpowiedzialne za schorzenie. W tej samej klinice leczyła się również inna osoba z Polski. Kobieta opisała, jak wygląda takie leczenie.
Sandra leczyła się w tej samej klinice, co Tomasz Jakubiak
Wszystko zaczęło się dość zwyczajnie. Sandra Bekierz miała niegroźną infekcję i wykonywała rutynowe badania krwi. Wyniki wskazywały na to, że coś nie tak dzieje się z jej wątrobą. Młoda Kobieta usłyszała wstrząsającą diagnozę w 2023 roku na tydzień przed świętami Bożego Narodzenia. Dowiedziała się wtedy, że ma jeden z najbardziej agresywnych i najsłabiej rokujących nowotworów. To był rak dróg żółciowych w IV stadium zaawansowania.
Ma pani mało czasu, proszę się zapisać do hospicjum, bo tam też trzeba czekać. A, i załatwić psychologa dla dzieci, dorzucił lekarz na odchodne. Stałam jak słup soli i nie wiedziałam, o czym mówi. Przed oczami zobaczyłam moje córki, wszystkie trzy. Za tydzień miałybyśmy po raz ostatni razem usiąść przy wigilijnym stole? Czułam, że mój świat rozsypał się w drobny mak — mówiła Sandra w rozmowie z portalem medonet.pl.
Kobieta początkowo zaczęła się leczyć w Polsce, później dowiedziała się o możliwości specjalistycznej kuracji w klinice w Izraelu. Była te jednak bardzo kosztowna opcja. Sandra wspomniała, że sprzedali z mężem wszystkie kosztowności, zapożyczyli się u rodziny i znajomych i wyciągnęli z konta oszczędności, to jednak wciąż było za mało. W końcu 35-latka zwróciła się o pomoc do jednej z polskich fundacji, która pomogła jej w zorganizowaniu zbiórki. Lekarze w Polsce mówili, że młodej kobiecie zostało najwyżej kilka miesięcy. Sandra zdradziła, jak wyglądało leczenie w Izraelu, pobyt w tamtym miejscu dał jej szansę na przedłużenie życia.
Polka walczy z nowotworem. Nagle wspomniała o Jakubiaku
Sandra Bekierz dowiedziała się, że pod opieką izraelskiej klinik znajdują się pacjenci, którzy żyli z tą chorobą nawet 10 lat. To dało jej nadzieję, że będzie mogła choć przez chwilę obserwować, jak dorastają jej dzieci. Badania molekularne przeprowadzane w Izraelu wykrywają uszkodzone geny odpowiedzialne za nowotwór i na ich podstawie opracowywana jest indywidualna terapia. W tym roku podobne leczenie wykonywane jest również w Polsce, niestety nie jest aż tak bardzo zaawansowane, o czym wspomniała 35-latka w rozmowie z medonet.pl.
W Polsce też wykonuje się takie badania, ale pod lupę bierze się jedynie 300 genów. W Izraelu to 23 tys. To smutne, że człowiek musi pokonać taki szmat drogi, żeby ktoś podarował mu szansę. A robi to coraz więcej osób, choćby teraz pan Tomasz Jakubiak. Na jednej z jego relacji na Instagramie zobaczyłam nawet, że jest w tej samej klinice, w której byłam ja. Bardzo mu kibicuję — wyjaśnia Sandra.
Od tego roku immunoterapia, której poddaje się Sandra, jest w pełni refundowana. Wczesnej jednak trzeba było za wszystko zapłacić, a koszty były ogromne.
Za jeden wlew musiałam zapłacić 17 tys. zł. I tak co trzy tygodnie właściwie nie wiadomo przez jaki czas, bo terapię przerywa się tylko w dwóch przypadkach: gdy w ogóle nie działa lub przeciwnie — gdy skutecznie zniszczy komórki nowotworowe. Gdyby nie pieniądze ze zbiórki, nie byłabym w stanie opłacić tego leczenia — mówi 35-latka.
Chorzy, którzy cierpią na wspomniany nowotwór, wciąż szukają nowych metod leczenia, niestety kosztu okazują się czasem nie do udźwignięcia. Wcześniej schorzenie to było uznawane za chorobę osób starszych. Teraz niestety dotyka ona coraz młodszych osób.