Kim jest ojciec Leszka? 7-latek i jego matka zginęli w tragedii na Bałtyku. Niepokojące doniesienia
Cały kraj wciąż żyje śmiercią 36-letniej Polki i jej raptem 7-letniego syna Leszka, który wypadli z promu Stena Spirit. Obydwoje podróżowali z Gdynii do Karskrony. Pojawiały się doniesienia, że mogli płynąć do ojca chłopca. Czy faktycznie tak było?
Nowe wieści na temat mężczyzny sugerują jednak, że było inaczej.
Kim jest ojciec zmarłego Leszka?
Media usilnie próbują dotrzeć do bliskich 36-latki i jej dziecka, bo ich słowa mogą okazać się kluczowe w sprawie. Nie wyklucza się bowiem scenariusza, według którego kobieta popełniła tak zwane rozszerzone samobójstwo. Bliscy mogliby nieco rozjaśnić sprawę potencjalnego motywu.
Póki co jednak trudno liczyć na to, że kwestię rozwiąże ojciec chłopca. Jak podaje “Super Express”, ten od dawna ma nie mieć kontaktu z rodziną. Podobno nie mieszka też w kraju, ale z tego, co udało się ustalić, nie rezyduje w Szwecji. Matka nie płynęła więc z dzieckiem do niego.
To WŁAŚNIE on podłożył tajemniczą paczkę pod dom dziecka. Szokujące, kim jest darczyńca. Szczęka opada
Dlaczego doszło do wypadku?
Wciąż trwa śledztwo, które pozwoli wyjaśnić, do czego tak naprawdę doszło na statku Stena Spirit. Pierwszy scenariusz zakładał bowiem, że dziecko w wyniku zabawy bądź nieuwagi wypadło za burtę, a matka chciała je ratować. Nie musi być to jednak prawdą.
Jak zostało wspomniane powyżej, śledczy biorą pod uwagę także potencjalne samobójstwo kobiety i morderstwo dziecka. Jak zeznawali świadkowie, ta miała być w ponurym humorze w trakcie rejsu.
Czy to mógł być przypadek?
Oczywiście opinia publiczna chce wierzyć w to, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, ale pojawiają się też inne głosy, które sugerują, że wcale nie musiało tak być. Na ten temat w rozmowie z “Faktem” wypowiedział się już ratownik z wieloletnim doświadczeniem, Michał Mieczkowski.
Przyznał on, że barierki w promach tego typu są bardzo wysokie właśnie po to, by uniemożliwić przypadkowe wypadnięcie. Zwykle znajdują się powyżej 150 centymetrów od podłogi. Dziecko musiałoby więc specjalnie się na nie wspiąć, a przecież było niepełnosprawne.
Źródło: Super Express/ Fakt