Gdyby nie żona, Wojciech Korda zmarłby już lata temu. Trwała przy nim do samego końca
Wczoraj pożegnaliśmy Wojciecha Kordę, jednego z prekursorów muzyki big beatowej w naszym kraju. Wokalista przez ostatnie lata mógł zapomnieć o normalnym funkcjonowaniu i był w zasadzie przykuty do łóżka. Godną końcówkę życia zawdzięcza jednej osobie.
Wojciech Korda był ciężko chory
Wojciech Korda od kilku lat był w bardzo ciężkim stanie. Artysta praktycznie tylko leżał w specjalistycznym łóżku, a funkcjonowaniu jego organizmu było wspomagane przez fachowe sprzęty medyczne. Wymagał stałej, w zasadzie całodobowej opieki.
Taki przykry stan piosenkarza był efektem aż 6 udarów niedokrwiennych , które mężczyzna przeszedł w ciągu ostatnich kilku lat. Te wyniszczyły jego organizm kompletnie.
Wojciech Korda mógł liczyć na opiekę
Ludzie nie zapomnieli o Wojciechu Kordzie w najtrudniejszym dla niego momencie. Pod opiekę wzięła go Polska Fundacja Muzyczna, która pomagała fundować bardzo drogie leczenie artysty. Spora koszty generowały nie tylko same leki, ale też prąd, który był zżerany w ogromnych ilościach przez maszyny wspomagające procesy życiowe Kordy.
Wszystko to jednak zdałoby się na nic, gdyby zabrakło osoby, która ciągle byłaby przy Kordzie. Tej misji podjęła się jego druga żona, która nie opuściła go w chorobie i ciągle go doglądała. Znajomi muzyka podkreślają, że gdyby nie ona, pożegnalibyśmy go już lata temu.
Żona nie opuściła Wojciecha Kordy
O Aldonie, żonie Kordy już jakiś czas temu w samych superlatywach rozpisywała się Polska Fundacja Muzyczna w swoich mediach społecznościowych. W końcu ta funkcjonowała zupełnie niczym zawodowa pielęgniarka wyrabiająca 2 etaty.
Nie wszyscy może wiedzą, ale od tamtego czasu jest przy nim codziennie jego żona Aldona, która dla nas jest niezwykłą osobą, prawdziwą bohaterką walki o codziennie życie Wojtka