9-letni chłopiec czekał ponad 10 godzin na poskładanie ręki. Tacie puściły nerwy: ”jeszcze barbarzyństwo czy już bestialstwo?”
Chłopiec, który złamał rękę, przez 10 godzin czekał w kolejce u lekarza na otrzymanie pomocy. 9-latek pojawił się w szpitalu ze swoim tatą, który nie mógł uwierzyć, że w tamtejszej placówce pacjenci są tak zaniedbywani. Mężczyźnie puściły nerwy i postanowił wypowiedzieć się na ten temat.
9-letni chłopiec niefortunnie złamał rękę, wobec czego rodzice postanowili bezzwłocznie zabrać go do szpitala. Niestety okazało się, że pomoc nie nadeszła tak szybko, jakby tego oczekiwali. Dziecko czekało w kolejce ponad 10 godzin. Ojciec chłopca nie mógł uwierzyć w zaistniałą sytuację.
Chłopiec, który złamał rękę czekał 10 godzin na pomoc
Jak informuje portal rzeszow.wyborcza.pl dziewięciolatek z Rzeszowa złamał rękę, wobec czego niezbędna była pomoc medyczna. Rodzice zabrali chłopca do Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego. Rodzic w rozmowie z serwisem powiedział, że tam przyszło im czekać aż 4 godziny, zanim zrobiono mu zdjęcie i odesłano do szpitala.
Stamtąd rodzice zabrali dziewięciolatka na SOR do Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie. Ojciec chłopca nie mógł uwierzyć w to, co ich tam spotkało:
– Czekamy sześć godzin na izbie przyjęć dzieci, bo jedyny dyżurujący ortopeda ma co chwilę operację. W końcu o północy (a trzeba było wstać do szkoły o 7 rano) 9-letnie dziecko podtrzymujące od 10 godzin swoją złamaną rękę może wrócić do domu – opowiada rodzic.
Poddenerwowany ojciec dziewięciolatka dodał, że dziecko szybciej otrzymałoby pomoc w buszu w Afryce:
– To jest jeszcze barbarzyństwo czy już bestialstwo? W buszu w Afryce znachor szybciej załatwiłby temat. I proszę mi nie mówić o braku pieniędzy na np. trzech dyżurujących lekarzy. Wiem, ile co miesiąc zabiera nam się z wypłat na NFZ – grzmi tata chłopca.
Dyrektor placówki wypowiedział się na temat długiego okresu oczekiwania
Dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego Andrzej Kwiatkowski w rozmowie z rzeszow.wyborcza.pl wyjaśnił zaistniałą sytuację:
– Lżejsze przypadki zaopatrywane są na miejscu. W przypadku cięższych urazów pacjenci kierowani są do szpitala. Na dyżurze nie było ortopedy dziecięcego, dlatego pacjent został skierowany do szpitala. Ale na pewno dziecko zostało zaopatrzone tak, że nie musiało samo podtrzymywać ręki.