Brał udział w pościgu za Grzegorzem Borysem. Teraz ujawnia, co utrudniło całą akcję. "Nie miałby szans uciec"
Dwa dni temu służby odnalazły ciało poszukiwanego Grzegorza Borysa. Wyłowiono je ze zbiornika wodnego Lepusz na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, czyli miejscu, gdzie w końcowej fazie zawężono poszukiwania. Funkcjonariusz biorący udział w obławie postanowił opowiedzieć, co utrudniało akcję policji. Ocenił również, jak jego zdaniem przebiegły poszukiwania.
Ciało Grzegorza Borysa wyłowiono z wody
6 listopada obława na Grzegorza Borysa trwająca 18 dni zakończyła się odnalezieniem ciała mężczyzny. Ok. godz. 10:30 saperzy wyłowili je z niewielkiego zbiornika wodnego Lepusz w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Zaledwie kilka godzin później prokuratura potwierdziła tożsamość zwłok. Miała zidentyfikować je również matka poszukiwanego 44-letniego żołnierza. Przypomnijmy, że Grzegorz Borys był ścigany jako główny podejrzany w sprawie brutalnego zabójstwa swojego 6-letniego synka Olusia.
Dzień po odnalezieniu zwłok prokuratura podała do wiadomości publicznej wyniki przeprowadzonej sekcji zwłok. Wykazano, że było nią utonięcie. Zaznaczono jednak, że na ciele mężczyzny znalazły się liczne rany cięte, a także postrzałowe. To sprawiło, że w internecie natychmiast rozgorzały najróżniejsze teorie spiskowe na temat zgonu Grzegorza Borysa. Wiele osób łączy je z faktem, że poszukiwania mężczyzny trwały aż 18 dni. Teraz funkcjonariusz pracujący przy sprawie wyjaśnił, jaki czynnik utrudniał działania śledczych.
Funkcjonariusz wyjaśnił, dlaczego obława na Grzegorza Borysa trwała tyle czasu
Poszukiwania Grzegorza Borysa trwały od 20 października do aż 6 listopada, czyli niecałe 18 dni. W tym czasie mnóstwo osób, szczególnie okoliczni mieszkańcy, zastanawiali się, dlaczego obława na niebezpiecznego mężczyznę tak bardzo się przeciąga . 44-latka szukało nieprzerwanie ok. 1000 funkcjonariuszy policji, straży pożarnej, żandarmerii wojskowej, a nawet leśników. Mimo to poszukiwania zakończyły się odnalezieniem zwłok.
“Onet” dotarł do jednego z funkcjonariuszy, który brał udział w obławie na Grzegorza Borysa. Mężczyzna wyjaśnił, dlaczego poszukiwania trwały tyle czasu oraz ocenił ich efektywność:
To były działania prowadzone na ogromną skalę i bardzo moim zdaniem profesjonalnie prowadzone i koordynowane. Znalezienie Borysa było kwestią czasu (...) Nie miałby szans uciec (...) Borys się utopił i był pod wodą. Muł go mógł przykryć. Później gazy w ciele napęczniały wskutek procesów gnilnych i ciało wypływało. Kto pracował z utopionymi zwłokami, ten wie, że zazwyczaj na drugi tydzień wypływają – wytłumaczył anonimowy funkcjonariusz.
Funkcjonariusz wyjawił, co utrudniało poszukiwania Grzegorza Borysa
Funkcjonariusz w rozmowie z “Onetem” odniósł się również do informacji, które media przekazywały do wiadomości publicznej w czasie poszukiwań. Część z nich była nieprawdziwa i utrudniała całą akcję — chodzi m.in. o wiadomość o tajemniczych skrytkach i ziemiankach, które odnaleziono na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Media natychmiast powiązały je z 44-letnim żołnierzem. Funkcjonariusz przyznał, że rzeczywiście natrafiono w lesie na takie obiekty, jednak nie miały one związku z Grzegorzem Borysem.
Takie rzeczy znajdują się we wszystkich lasach. Nie miały związku ze sprawą i tylko niepotrzebnie podgrzewały atmosferę. I wprowadzały zamieszanie (...) Prawie za każdym razem [doniesienia medialne – red.] mijały się z prawdą – wyznał mundurowy.