Jakub Kwieciński opowiedział, jak wygląda praca w TVP. ,,To było jak pisanie historii od nowa”
Jakub Kwieciński przez 8 lat pracował w TVP. Odszedł ze stacji po tym, jak wystąpił w teledysku u boku swojego partnera. Teraz postanowił opowiedzieć o tym, jak pracowało mu się w telewizji publicznej.
Kwieciński stracił pracę po tym, jak w 2018 roku w sieci pojawił się teledysk z nim i jego partnerem, Dawidem Myckiem.
Kwieciński opowiedział o latach pracy w TVP. Niektórzy mogą być zaskoczeni
Jakub Kwieciński pracował w mediach publicznych 8 lat, do 2018 roku . Przez wiele lat nie opowiadał o tym, jak pracowało mu się w TVP . Postanowił zmienić swoją postawę po proteście „Media bez wyboru”.
– Osiem lat pracowałem w miejscu, które kiedyś można było nazwać telewizją, a dziś częściej mówi się: szczujnia, propagandówka, czy ściek – zaczął swój wpis.
– Najtrudniejsze były trzy ostatnie lata po zmianie prezesa. Patrzyłem, jak rozwalane są kolejne programy, jak wyrzucani są kolejni porządni dziennikarze, a ja naiwnie myślałem – zostaję, żeby ratować, co się da – że jak powróci do Polski normalność, to żeby nie zostały tam same zgliszcza – pisał.
Kurski interweniował osobiście? Interesujące szczegóły w relacji Kwiecińskiego
Opowiedział o tym, jak wyglądało montowanie jednego z filmów o „Solidarności”.
– Nagle na dzień przed emisją jednego z gotowych filmów dokumentalnych o „Solidarności” przychodzi rozkaz z samej góry: usunąć z niego ujęcia z Wałęsą, a wstawić ujęcia z Kaczyńskim. Wyszedłem. Zrobił to ktoś za mnie – opowiadał.
– Widziałem, jak z mojego spotu o polskiej drodze do wolności wymazywano, kolejno: Mazowieckiego, Geremka, Kuronia i Wałęsę . Zamiast nich wklejano Smoleńsk i braci Kaczyńskich. To było jak pisanie historii od nowa – dodał.
Według niego, były momenty, w których „prezes TVP interweniował osobiście w treści gotowych programów po telefonach od partyjnych kolegów”.
– Były produkcje programów na polityczne zamówienie, było zdejmowanie filmów na godziny przed emisją, wydawanie milionów na kolejne projekty opraw graficznych tylko po to, aby znajomi prezesa mogli zarobić , czy rozkazy, aby wymieniać aktorów w niemal ustalonych już produkcjach. To wszystko, o czym każdy podejrzewa te instytucje widziałem na własne oczy – pisał.
Wspomniał również o rozmowie z jednym z prezenterów.
– P amiętam, jak rozmawiałem z prezenterem programu informacyjnego w dniu zwalnianiu jego kolegów i spytałem: „Nie myślałeś, żeby odejść stąd w ramach solidarności z Beatą Tadlą i Piotrkiem Kraśką?” . Usłyszałem odpowiedź: „ Wiesz, przeszło mi to przez głowę, ale potem się zastanowiłem czy oni zrobiliby coś takiego dla mnie? I zostałem” . Takich jak on są dziesiątki – zakończył.