Słynny prawnik powiedział kilka słów o sprawcy tragedii na A1. Zauważył coś, czego nie zauważyli inni
16 września na autostradzie A1 miał miejsce tragiczny wypadek, w którym zginęli młodzi rodzice z 5-letnim dzieckiem. Ta sprawa zyskała rozgłos dopiero po upływie kilku dni. Film z kolizji, który krążył w sieci, zaalarmował internautów, którzy uznali działania śledczych za niekompetentne. W ich wyniku sprawca wypadku zbiegł za granicę i jest poszukiwany listem gończym. Teraz o całej sytuacji postanowił wypowiedzieć się znany prawnik, Zbigniew Ćwiąkalski. Powiedział, co zauważył, mówi o wielkim błędzie, który został popełniony.
Porażające okoliczności wypadku na A1
Nie milkną echa śmiertelnego wypadku na autostradzie A1, do którego doszło 16 września. Trudno przyjąć do wiadomości tragiczne okoliczności tamtego wydarzenia. 3-osobowa rodzina — Martyna, Patryk i ich 5-letni synek Oliwier, wracali z wakacji nad morzem do domu w Myszkowie. Przemieszczali się kią ceed, w którą niespodziewanie uderzyło rozpędzone bmw. Kolizja zmieniła tor jazdy samochodu, przez co to wypadło z drogi i uderzyło w barierki. Rodzina żywcem spłonęła w aucie.
Okoliczności wypadku od samego początku wzbudziły podejrzenia internautów. Policja najpierw pomijała wiadomość o bmw i jego kierowcy, którego zachowanie na drodze spowodowało śmiertelną kolizję. Prawda wyszła na jaw dopiero 5 dni później, pod naciskiem świadków zdarzenia oraz internautów. Jakiś czas później minister sprawiedliwości poinformował, że za kierowcą bmw, Sebastianem Majtczakiem, wydano list gończy.
Teoria społeczeństwa dot. sprawcy wypadku na A1
Mimo nowych informacji o wypadku na A1, które wciąż wychodzą na jaw, w całej sprawie wciąż jest wiele nieścisłości. Wśród internautów na popularności zyskała teoria, która tłumaczyła opieszałość śledczych tym, iż sprawca wypadku miałby być funkcjonariuszem policji lub członkiem jego rodziny. Łódzka policja zdementowała jednak tę informację:
Nie był to również polityk czy inna osoba zajmująca stanowisko publiczne – podano.
Okazuje się, że obawy społeczności były jak najbardziej uzasadnione w tej sytuacji.
Brak informacji powoduje, że podejrzenia opinii publicznej są uzasadnione. Te podejrzenia dotyczą tego, że do katastrofy mogło dojść z winy osób, które w jakikolwiek sposób mają przełożenie na władzę i organy ścigania, i którym - przynajmniej w najbliższym czasie - zależy na tym, aby sprawę wyciszyć. Unika się nawet poinformowania o liczbie uczestników wypadku. (…) Zachowanie prokuratury jest w tej sprawie podejrzanie nieprzemyślane. Czuć, że to ma związek z lękiem o wpływ na zachowania wyborcze ludzi, można się domyślić, w którą stronę – stwierdził dr Paweł Moczydłowski w rozmowie z serwisem “gazeta.pl”.
Tymczasem do mediów właśnie trafiła informacja, jakoby Sebastian Majtczak miał już być daleko za granicą. O zachowaniu mężczyzny właśnie wypowiedział się słynny prawnik.
Prawnik skomentował działania policji. Wypowiedział się również o sprawcy wypadku na A1
Działania policji w sprawie wypadku na A1 od samego początku budzą duże kontrowersje . Nie tylko wśród społeczeństwa, ale również osób, które mają pojęcie o procedurach, którymi powinni kierować się śledczy. W tej sprawie właśnie wypowiedział się znany prawnik, Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości i były szef MSW.
Można było przewidzieć, że w sytuacji, gdy to tragiczne zdarzenie uzyskało taki rozgłos medialny, kierowca będzie próbował unikać odpowiedzialności i może spróbować wyjechać za granicę. Policja miała podstawy, aby przynajmniej obserwować sprawcę – powiedział w rozmowie z “gazetą.pl”.
Prawnik odniósł się także do sprawy upublicznienia zarzutów wobec Sebastiana Majtczaka:
Co do zasady nie powinno informować się potencjalnie podejrzanego, jakie może mieć zarzuty. Z drugiej strony trudno, aby przy drastyczności tego zdarzenia i zainteresowaniu opinii publicznej, prokuratura w ogóle o sprawie nie informowała. Nie można było całkowicie milczeć – podkreślił. – Rozumiem zarzut dotyczący komunikacji. Informacje ze strony służb i prokuratury były chaotyczne, sprzeczne ze sobą, z nagraniami, które pojawiły się w sieci. Należało jak najszybciej zapoznać się z dostępnymi materiałami i uzgodnić, co można przekazać opinii publicznej. Tymczasem doszło do chaosu, każdy mówił co innego. To był ewidentny błąd.
źródło: gazeta.pl