Padły straszne słowa. Ciężarna zmarła w szpitalu
Do tragedii doszło w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Włocławsku. “Fakt” dotarł do świadków, którzy widzieli dramatyczną akcję ratunkową.
Śmierć ciężarnej we Włocławku
Do dramatycznych scen doszło w Szpitalu Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Włocławsku w połowie lutego. Dopiero teraz sprawa wyszła na jaw.
Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Rejonowa we Włocławku, jednak sprawa została już przekazana do Prokuratury Okręgowej. Wszystko wskazuje na to, że badać ją będą jednak śledczy z Gdańska.
Śledczy muszą sprawdzić, czy nie doszło do błędu lekarskiego. Z ustaleń lokalnych dziennikarzy wynika, że 34-latka była w siódmym miesiącu ciąży.
Dramat 34-letniej ciężarnej w szpitalu
Lekarzom nie udało się uratować ani kobiety ani dziecka. Pogrzeb - zgodnie z doniesieniami mediów - miał odbyć się w środę 21 lutego.
Dyrekcja szpitala w rozmowie z “Fakt” potwierdziła, że doszło do zgonu.
Miała miejsce podobna sytuacja. Jest prowadzone postępowanie wyjaśniające przez prokuraturę. Nie jesteśmy w stanie potwierdzić tego, czy dziecko zmarło u nas, czy nie żyło już wcześniej. Natomiast pacjentka zmarła. Powody medyczne były bardzo poważne. W związku z tym, że jest to sprawa wątpliwa, prowadzone jest postępowanie wyjaśniające - powiedziała w rozmowie z portalem naszemiasto.pl Karolina Welka, dyrektorka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Włocławku.
Dramatyczne relacje świadków i śmierć ciężarnej
“Fakt” miał dotrzeć do kobiety, który akurat tego dnia była na tym samym oddziale co zmarła.
Zawołali moją córkę na usg, po kilku minutach lekarz, który zabrał ją na to badanie biegł i wolał: "szykujcie salę, będzie cesarskie cięcie, zatrzymanie akcji serca, 28 tydzień". Po chwili na korytarzu zebrały się pielęgniarki i lekarze... Wszyscy biegali i szykowali się do operacji, był respirator... inkubator i inne sprzęty – mówiła w rozmowie z „Fakt”.
Kobieta relacjonuje, że doświadczenie było przerażające.
To było w poniedziałek 12 lutego ok. godz. 11. Dalej nie wiem, co się działo, ponieważ poprosili nas abyśmy weszli do takiego pokoju dziennego pobytu i zamknęły drzwi. Słychać było tylko, jak ktoś biega po korytarzu, to było przerażające – mówi kobieta