"Nie tak miało być". Zdjęcie jednego z pięcioraczków z Horyńca wyciska łzy
Polsko-brytyjskie małżeństwo, Dominika i Vincent Clarke wychowują obecnie jedenaścioro dzieci. Rodzina była kiedyś bohaterami cyku “Pełna chata” w “Dzień dobry TVN”. Przygodę z telewizją mają już jednak za sobą, ale nie zniknęli całkowicie, choć przeprowadzili się dosłownie na drugi koniec świata, bo aż do Tajlandii. Realia życia w zupełnie innej rzeczywistości na bieżąco opisują w swoich mediach społecznościowych. Niestety nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem i rodzice słynnych pięcioraczków z Horyńca muszą stawiać czoło przeciwnościom.
Tak wygląda teraz życie rodziców pięcioraczków z Horyńca
Rodzina Clarke jest fenomenem na skalę światową. Kiedyś cała Polska z zapartym tchem oczekiwała na narodziny dzieci, które są teraz nazywane pięcioraczkami z Horyńca. Niestety jeden z maluchów zmarł niedługo po porodzie. Pozostałe, choć na początku wymagały szczególnej opieki, są w coraz lepszej formie. Najmłodsi Charles Patrick, Elizabeth May, Evangeline Rose i Arianna Daisy oraz pozostała siódemka potomstwa Clarków kilka miesięcy temu przeniosła się z rodzicami do odległej Tajlandii, gdzie życie wygląda zupełnie inaczej niż w Europie.
Dominika Clarke regularnie dzieli się z obserwującymi tym, co aktualnie dzieje się w jej rodzinie. Od swoich fanów otrzymuje wiele wsparcia, ludzie przyznają, że podziwiają kobietę i jest dla nich inspiracją. Pojawiają się też głosy złośliwców, którzy twierdzą, że kobieta nie daje sobie rady z dziećmi. Mama pięcioraczków z Horyńca, szczerze wyznała, z czym się teraz mierzy.
Ogarnianie takiej gromadki to wyzwanie, które czasami wydaje się ponad moje siły. Czasem coś mi umknie, czasem czuję, jakbym się rozpadała. Ale staram się uśmiechać, bo wiem, że dla nich jestem całym światem, tak jak oni są moim. Każdy dzień kończę z wdzięcznością – za to, że mimo trudów przetrwałam. Nawet jeśli jutro czeka mnie to samo — napisała na swoim Instagramie.
Trudno się dziwić, że mamie jedenaściorga dzieci zdarzają się trudne chwile, zwłaszcza w świetle faktu, że najmłodsze wciąż wymagają specjalistycznej opieki, zwłaszcza Czaruś, który jeszcze do niedawna był karmiony przez sondę. Malec ma za sobą kolejne trudne przeżycie.
Polska gwiazda pokazała się tak chwilę po porodzie. Fani pieją z radości Czarna seria w TVP trwa. Nie żyje legendarna dziennikarka. "Zawsze szykowna i pełna klasy"Zmienił się stan jednego z pięcioraczków z Horyńca
Nie tylko pięcioraczki zmagają się z problemami zdrowotnymi. Jakiś czas temu Dominika Clarke relacjonowała postępy małej Gacie, która ma teraz dwa i pół roku i wciąż nie mówi. Jej matka odniosła się do tej sytuacji i zdradziła, z czym musi się mierzyć.
Tak rodzi się mój wewnętrzny konflikt — walka między sercem a tym, co »powinno się« zrobić. Z jednej strony chcę jej dać czas na bycie dzieckiem, na poznawanie świata w jej własnym tempie. Z drugiej strony czuję ciężar społecznych oczekiwań, tych wszystkich głosów, które sugerują, że jeśli nie pójdziemy za radą specjalistów, to narażamy jej przyszłość — relacjonowała internautom.
Uwaga matki koncentruje się teraz w szczególności na jednym z pięcioraczków — Czarusiu. Chłopiec robi postępy, ponieważ nie jest już karmiony przez sondę, jednak problemy sensoryczne dziecka wciąż stanowią spory problem.
Mama pięcioraczków z Horyńca znalazła się w trudnej sytuacji
Jakiś czas temu Dominika Clarke podróżowała razem z jednym z pięcioraczków, aby udać się z nim do lekarza. Wyjazd z tak małym i delikatnym dzieckiem był sporym wyzwaniem dla kobiety. Maluszek nie czuł się najlepiej na lotnisku. Czaruś zazwyczaj dobrze znosi latanie, tym razem było jednak inaczej.
Gdyby to było takie proste, kupiłabym mu wszystko, co by chciał – ale na lotnisku jedyne, co choć trochę przypominało jego ukochaną pieluchę, to ręczniko-kocyk za 250 bahtów (około 25 zł). Do tego znalazłam małą zabaweczkę za 120 bahtów. Czaruś spogląda to na mnie, to na ten niby kocyk, to na tę zabawkę i nie wie, czy śmiać się, czy płakać. Z jednej strony coś nowego, z drugiej – to jednak nie to. Cała nadzieja, że te rzeczy jakoś wystarczą… byle dotrzeć do Bangkoku.
Mama chłopca sama musiała przejść trening z lekarką, aby wiedzieć, jak rehabilitować dziecko w domu. Proces przebiega powoli i wymaga wiele cierpliwości. Jednak rodzina wspiera się nawzajem i liczy na to, że Czaruś wkrótce poczuje się lepiej.