Katowice: spod gruzów dochodził płacz, ujawniono czyje córki wyciągnięto z gruzowiska
Wybuch w budynku parafialnym w piątek 27 stycznia postawił całe Katowice na nogi. Ocalono 7 osób, strażacy wyciągnęli spod gruzów także dwie małe dziewczynki. Małgosia i Diana z obrażeniami trafiły do szpitala, wiemy już kim są.
W piątek rano w całych Katowicach zawyły syreny. Wybuch, do którego doszło ok. 8:30 w historycznej dzielnicy miasta już chwilę później był na ustach całej Polski. Niestety, dwie osoby nie przeżyły tragedii — ocalono za to 7 osób, w tym dwie małe dziewczynki, które, wraz z trzema innymi poszkodowanymi trafiły do szpitala.
Katowice: wiemy już, kim są wyciągnięte spod gruzów dziewczynki
Na miejscu pracowało bez wytchnienia 46 zastępów Jednostek Ochrony Przeciwpożarowej, w tym 185 strażaków, zaangażowano psy tropiące. Wreszcie, jeden po drugim, spod stert cegieł, płyt, odłamków betonu, strzępów kabli i zniszczonych mebli zaczęto wydobywać kolejne osoby.
O godzinie 15:00 wiedzieliśmy już, że wybuch, który kilka godzin wcześniej postawił na nogi całe Katowice zebrał też niestety śmiertelne żniwo. Dwie Polki: 69-letnia matka i 41-letnia córka mieszkały w budynku parafialnym na stałe. Nie przeżyły.
Wiadomo, że w kamienicy przy kościele ewangelicko-augsburskim mieszkały także rodziny z Ukrainy, a także proboszcz, który przebywał poza parafią. Pięć z siedmiu ocalonych osób wymagało hospitalizacji — w tym dwie małe dziewczynki: 3-letnia Diana i 5-letnia Małgosia.
Obie trafiły do szpitala wraz z rodzicami. Teraz wiemy już, że są nimi wikariusz Piotr i jego żona Joanna. I choć stan obu córek duchownego udało się ustabilizować, niestety nieprędko rozstaną się z białymi łóżkami.
– Małgosia ma obie nóżki złamane, co jest dla nas dosyć trudne, bo jest niepełnosprawna i ma taką wadę, że nie ma części kręgosłupa, nie ma kości krzyżowej. Diana ma z kolei obrażenia wewnętrzne, ale też jest stabilna – tłumaczy pastorowa.
Kobieta opowiada także, jakie wrażenia towarzyszą jej po tak dramatycznej w skutkach katastrofie. Przyznała, że choć cieszy się, że jej rodzina ocalała, jednocześnie nie może wyzbyć się natrętnego poczucia winy.
– Jest i strach, i złość, i poczucie winy – a co gdybyśmy wyszli wcześniej? I żal właśnie, ale z drugiej strony szczęście, że żyjemy, że jesteśmy stosunkowo w dobrym stanie. Dwie osoby z mieszkania obok zginęły, a ja nawet nie miałam nic rozciętego ani złamanego – tłumaczyła w TVN24.
Artykuły polecane przez redakcję Lelum:
- Przeraźliwy krzyk i krew w PnŚ, nagle zakończono transmisję. O tym wydaniu nigdy nie zapomnimy
- Weszła do kościoła i dopuściła się porażającego czynu. Parafia pilnie szuka kobiety
- Cleo zdradziła, dlaczego zawsze nosi spięte włosy. Powód zdumiewa
Źródło: Eska