Samochód Kai Godek został obrzucony śnieżkami
Kaja Godek miała zostać zaatakowana przez osoby utożsamiające się z mniejszościami seksualnymi. Podobno obrzucili samochód aktywistki śnieżkami. Znana działaczka pro life wezwała policję. Do całego zdarzenia doszło przed budynkiem sądu rejonowego w Płocku, zaraz po rozprawie ws. obrazy uczuć religijnych, przekazuje o2.pl.
Kaja Godek wezwała funkcjonariuszy. Teraz sprawę ataku na działaczkę bada płocka policja. Jak poinformowano, na ten moment nikt nie został zatrzymany.
— Osoby, które rzucały śnieżkami w samochód Kai Godek, mogły się dopuścić zakłócenia porządku publicznego — twierdzi policja.
Kaja Godek wezwała policję. Rzucano w jej samochód śnieżkami
Do opisywanego zdarzenia doszło w czwartek, 14 stycznia. Tego dnia miała miejsce rozprawa w sprawie obrazy uczuć religijnych, w której zeznawała Kaja Godek: jest ona oskarżycielką posiłkową. Chodzi o aktywistki, które rozdawały wlepki z Matką Boską w tęczowej aureoli w okolicy kościoła św. Dominika w Płocku.
Po rozprawie działaczka wyjeżdżała samochodem z parkingu, a drogę zatarasowali jej protestujący, ci sami, którzy wcześniej skandowali pod budynkiem sądu: „Jesteśmy pedałami, nie pedofilami” oraz „Pedofile są w sutannach”.
W ruch poszły również śnieżki, którymi manifestanci obrzucali samochód działaczki oraz fasadę budynku sądu w Płocku. Teraz sprawę bada policja.
— Prowadzimy czynności wyjaśniające w sprawie wykroczeń. Chodzi o zakłócenie porządku publicznego polegającego na rzucaniu kulami śniegowymi w budynek sądu oraz w pojazd będący w ruchu. Czynności dotyczą również niezastosowania się do znaku drogowego — przekazała Polskiej Agencji Prasowej rzeczniczka płockiej policji mł. asp. Marta Lewandowska, cytują ją portal Gazety Wyborczej.
Kaja Godek wzbudza wielkie emocje
O Kai Godek bardzo wiele mówiło się na przełomie października i listopada, kiedy to zapadło orzeczenie TK ws. aborcji. W ostatnim czasie działaczka ponownie wzbudza wielkie emocje, szczególnie wśród środowisk społeczności LGBT+. Wszystko za sprawą wyżej opisywanej sprawy sądowej.
Uwagę internautów skupiła koronkowa maseczka działaczki, która, oprócz tego, że nie zasłaniała ust i nosa, swoim wyglądem, według opinii publicznej, nie przypominała środka ochrony tylko raczej… bieliznę.
Działaczka odniosła się do niektórych zarzutów, tłumacząc, że ma zaświadczenie lekarskie, które zwalnia ją z obowiązku noszenia maseczki. O wszystkim napisała na Facebooku.
— Ja zasadniczo nie noszę maseczki na podstawie zaświadczenia, o czym niejednokrotnie wspominałam. Zresztą na sam moment składania zeznań zdjęłam w ogóle maseczkę, pokazując samo zaświadczenie w sądzie. Tak wygodniej zeznawać, a akustyka w sali była słaba, krzyki za oknem, więc zawsze warto poprawić słyszalność — czytamy.
Niedawno pisaliśmy o tym, że Matylda Damięcka wyśmiała Kaję Godek, a na celownik wzięła właśnie wspominaną maseczkę. Aktorka stworzyła prześmiewczą grafikę, czym wbiła szpilę w aktywistkę.
Zobacz zdjęcia:
Manifestanci obrzucili samochód Kai Godek śnieżkami. Działaczka wezwała policję.
Artykuły polecane przez redakcję Lelum:
Źródło: warszawa.wyborcza.pl