Joanna Racewicz poszła z synem na grób męża. Po chwili rozległy się krzyki
Joanna Racewicz zamieściła na Instagramie relację, w której opisała nieprzyjemny incydent, jaki spotkał ją dziś na cmentarzu. Rozległy się krzyki, a dziennikarka dosadnie skomentowała całe zajście. Jej słowa nie pozostawiają żadnych wątpliwości.
10 kwietnia to szczególna data. Dokładnie 12 lat temu miała miejsce tragedia, która zapisała się w historii jako katastrofa smoleńska, w której zginęła para prezydencka — Maria i Lech Kaczyńscy — oraz gros przedstawicieli świata nauki i polityki.
Wśród 96 ofiar wypadku był także Porucznik Biura Ochrony Rządu, Paweł Janeczek. Pozostawił żonę oraz synka. Jak stwierdziła Joanna Racewicz, gdyby tego dnia nie zamienił się z kolegą w służbie, doczekałby zarówno swoich 37 urodzin, jak i urodzin własnego dziecka. W rocznicę śmierci kobieta zamieściła zdjęcie zmarłego męża i wystosowała apel.
Joanna Racewicz skomentowała incydent na cmentarzu. Mocny komentarz
Już wczoraj na Instagramie Joanny Racewicz pojawiła się informacja, odnośnie wieńców i kwiatów na grobie jej męża. Kobieta wyznała, że jest wdzięczna za pamięć i gest, jednak podkreśliła swoje życzenie, aby pomnik pozostał strefą ciszy i szacunku, nie miejscem „wyścigu zbrojeń” rozmaitych gości i polityków. Już w ubiegłym roku wystosowała podobną prośbę, która nie została wysłuchana. W tym roku podjęła zdecydowane środki.
– Rok temu prosiłam: „Zostawcie Tupolewa, oszczędźcie Janosika. Nie przygniatajcie go kwiatami. Jemu, im są zbyteczne. To lustro waszych potrzeb. Proszę mnie dobrze zrozumieć — jestem wdzięczna za pamięć […]. Rok temu nie zostałam wysłuchana i teraz też nie jestem. Dlatego — proszę mi wybaczyć — panie Premierze, panowie Ministrowie i Szefie SOP. Wasze wieńce (imponujące) położyłam obok kamienia. Niech to jedno jedyne miejsce, jedna jedyna przestrzeń będzie dla nas. Dla symbolu, który dla nas [jest] istotny.
Wyświetl ten post na Instagramie
Kobieta podała także przykłady tego, jak odwiedzający miejsce pamięci zachowywali brak szacunku, pozowali do niesmacznych zdjęć i głośno przechwalali tym, co przynieśli lub co zrobili.
Teraz Joanna Racewicz opisała także nieprzyjemną sytuację, która spotkała ją, gdy wraz z synem odwiedziła grób męża. Udali się na Powązki później niż zwykle — jak stwierdziła — w nadziei, że o tej porze będą mogli w spokoju pobyć w miejscu pamięci i sprawdzić, czy „symboliczna róża przetrwała atak wieńców”.
– I zdarzył się pan, który zaczął wykrzykiwać — no właśnie, wykrzykiwać — że to miejsce publiczne, że mój mąż poleciał w służbie dla kraju i każdy ma prawo tutaj położyć co chce – opowiedziała dziennikarka, po czym dodała – Tak, to była służba publiczna, ale też to był człowiek, który miał swoją prywatną przestrzeń, swoje prywatne życie. I może chociaż tego jednego dnia ta czarna przestrzeń kamienia na Powązkach może być uszanowana. Bo z całym szacunkiem dla pamięci, cisza mówi więcej niż ogromne wieńce, alarm i syrena o świcie.
Wyświetl ten post na Instagramie
Artykuły polecane przez redakcję Lelum:
- Opczowska nie mogła zapanować nad emocjami w „Pytaniu na śniadanie”. Wszystko tłumaczy „adrenaliną i stresem”
- Małgorzata Tomaszewska pokazała swoją wielką miłość. Są razem dopiero kilka miesięcy
- Koroniewska na łóżku szpitalnym, obok klęczy Dowbor. Do sieci trafiło poruszające zdjęcie sprzed lat