Zabił trzy osoby w Wigilię, w tym kobietę w ciąży. Sprawa połaniecka do dziś powoduje dreszcze
Sprawa połaniecka do dziś sprawia, że włosy stają dęba. Wigilia 1976 zapisała się w historii PRL-u jako jedna z najbardziej krwawych. Zabójstwo trzech osób, w tym ciężarnej kobiety miało nigdy nie ujrzeć światła dziennego, choć dokonano go na oczach 30 świadków. Sprawcy chcieli, by ich widziano.
Choć wiele tradycji świątecznych towarzyszy nam od stuleci, PRL-owska Wigilia rządziła się własnymi prawami. Po suto zakrapianej kolacji mieszkańcy miast i wsi tłumnie ruszali na pasterkę, niemal zawsze brodząc w śniegu i wdychając samogonowe opary. Właśnie w takich okolicznościach dokonała się jedna z najmroczniejszych zbrodni powojennej Polski.
Sprawa połaniecka do dziś budzi emocje
Aby w pełni zobrazować klimat wydarzeń sprzed niemal pół wieku, należy przywołać szereg wydarzeń, które poprzedzały zbrodnię. Niewiele wcześniej w miejscowości Zrębin (wówczas leżące w obrębie woj. tarnobrzeskiego) Krystyna Kalita i Stanisław Łukaszek wzięli ślub. Stanowili piękną parę a ich ślub był głośnym wydarzeniem.
Los chciał, że pomagająca w kuchni siostra okolicznego bogacza i wpływowego mieszkańca Jana Sojdy została przyłapana na kradzieży żywności. Sojdowie i Kalitowie już wcześniej łypali na siebie złym okiem, jednak to wydarzenie okazało się gwoździem do trumny, a z ust brata kobiety miało paść złowróżbne „wyplenię Kalitowe plemię”.
To właśnie on miał być głównym sprawcą tragedii — majętny i zapalczywy, już wcześniej udowodnił, że niestraszne mu żadne konsekwencje. Tuż po wojnie udało mu się zatuszować przestępstwo i odsiadkę w więzieniu na tyle sprawnie, że ostatecznie zasiadł na miejscu ławnika sądowego. Nie bez pokrycia był więc jego przydomek: „król Zrębina”.
Swoją zemstę za zniewagę zaplanował dokładnie — nie chciał działać z ukrycia. Zależało mu na świadkach.
Jan Sojda chciał, aby go widziano. Na oczach świadków zabił trzy osoby
Podczas pasterki Krystyna została poinformowana, że jej ojciec w stanie głębokiego upojenia „rozrabia w domu”. Kiedy opuszczała kościół w towarzystwie męża i 12-letniego kuzyna Miecia spod rozpiętego płaszcza wystawał całkiem pokaźny już ciążowy brzuch. Niestety, trójce pieszych nigdy nie dane było dotrzeć do domu.
Nieopodal stały autobusy, jednak obecny na miejscu Jan nie wpuścił ich do środka. Ruszyli więc pieszo, nieświadomi planu bogacza. Niewiele później do starego Sana wsiadło trzydzieścioro podpitych pasażerów. Za kierownicą zaś zasiadł Sojda i jego pomocnik — Józef Adaś.
W pościg za Łukaszkami ruszył konwój złożony z dwóch pojazdów pasażerskich i fiata. Ostatecznie na szosie pomiędzy Połańcem i Zrębinem doszło do tragedii. Rozpędzony autobus wjechał w pieszych. Krystyna, Stanisław i Miecio zginęli na miejscu. Później mówiono także, że na ich ciałach znajdowały się ślady po uderzeniach niepochodzące z samego wypadku.
Po wszystkim pewny siebie Jan wyjął różaniec i zmusił pasażerów do przysięgi milczenia, którą przypieczętowali własną krwią. Jednak mimo, iż śledztwo było prowadzone nieudolnie a sekcja zwłok pozostawiała wiele do życzenia, ostatecznie znaleziono winnych.
Jan Sojda i Józef Adaś zostali skazani na karę śmierci. Ponadto osiemnaście osób-świadków spędziło po kilka lat w zakładach karnych za zatajenie zbrodni i fałszowanie zeznań.
Artykuły polecane przez redakcję Lelum:
- Odetchnij w końcu pełną piersią. Znamy sprawdzone sposoby
- Uporczywy problem zniknie. Wystarczy zrobić jedną rzecz
- Teściowa dała jej na święta malutki prezent. Otworzyła go i zaniemówiła, tego się nie spodziewała