Szwecja: „Na dzieci czeka tablet, obiad, książki. Rodzice nic nie płacą”. Czy w Polsce powinno być tak samo?
Rodzice uczniów, którzy uczęszczają do szkół w Szwecji, nie mają, na co narzekać. Na dzieci czeka tablet, obiad, książki. Rodzice nic nie płacą – zdradził w rozmowie z portalem Edziecko.pl, Tomasz Góral, nauczyciel, który pracuje i mieszka od 15 lat w Sztokholmie. Jak się okazuje, sprawa wygląda również zupełnie inaczej z ocenami czy zdaniem do kolejnej klasy. Czy w Polsce powinno być tak samo?
Co kraj to obyczaj, ale jak widać, co kraj to również i inne szkolnictwo. W Szwecji sprawa ma się zupełnie inaczej niż w Polsce, ale czy lepiej? Czy powinniśmy brać z nich przykład? Jak się okazuje, rola rodzica w tamtejszej szkole, jest zupełnie inna.
Rodzice uczniów w Szwecji za nic nie płacą?
– Uczniowie w liceach otrzymują kieszonkowe od państwa za chodzenie do szkoły. Kieszonkowe może zostać wstrzymane, jeżeli uczeń ma sporo nieobecności, niezależnie od wyników w nauce – mówił w rozmowie z portalem Edziecko.pl , Polak i nauczyciel, który od 9 lat pracuje w szwedzkim liceum.
Jak się okazuje, szkole życie w Szwecji wygląda zupełnie inaczej niż to, do którego przywykliśmy przez wszystkie lata naszej edukacji w Polsce. Czy powinniśmy wziąć przykład z obcego państwa i zainspirować się niektórymi ze stosowanych tam technik, jak na przykład ta, która polega na nie wystawianiu ocen?
Szkolnictwo w Szwecji a w Polsce
Jak się okazuje, system nauczania w Polsce a w Szwecji, są od siebie zupełnie różne. W Szwecji, rodzice i uczeń proszeni są na spotkanie z nauczycielem, na którym to nie nauczyciel, a uczeń opowiada rodzicom o swoich postępach lub problemach w szkole, o czym również dyskutuje z nauczycielem.
Dodatkowo, w Szwecji wszyscy są ze sobą na „Ty”. Dyrektorzy, nauczyciele, pedagodzy, uczniowie. Tu nie ma miejsca na formalne zwroty „Pan/Pani”. Co więcej, w szkołach podstawowych, w których jest dziewięć klas, zamiast ocen, do klasy ósmej wystawia się notatki, dotyczące osiągnięć ucznia. Jedynie oceny z klasy ósmej i dziewiątej, są przepustką do liceum, a lekcje nazywane są kursami. Co sądzicie, o takich rozwiązaniach?