Joanna Racewicz ruszyła pod granicę. Wzięła syna i psa, chce pomagać
Joanna Racewicz podjęła błyskawiczną decyzję. Wraz z początkiem weekendu spakowała siebie i syna, wzięła psa, wsiadła w samochód i ruszyła pod samą granicę. Wszystko po to, by pomóc.
Niewiele ponad miesiąc temu światło dzienne ujrzała jej książka. W ten sposób Joanna Racewicz wystawiła osobisty pomnik. Teraz na własne oczy zobaczy, o czym pisała przez cały rok. Ruszyła na pomoc.
Joanna Racewicz rzuciła wszystko i ruszyła pod granicę. Nie mogła dłużej siedzieć bezczynnie
Niespełna rok temu na profilu dziennikarki posypały się smutne, rozpaczliwe wpisy — wszystkie poświęcone jednej tematyce. Joanna Racewicz była jedną z gwiazd polskiego show-biznesu, które najmocniej zaangażowały się w tragiczne wydarzenia za wschodnią granicą.
Podobnie, jak Weronika Marczuk , czy Marta Manowska , została aktywnym przekaźnikiem informacji, pomagała w poszukiwaniach środków pierwszej potrzeby i mieszkań dla ofiar rosyjskiej inwazji na Ukrainę, organizowała zbiórki. Przy okazji robiła to, co zawsze wychodziło jej najlepiej — uderzała do ludzkich sumień i wyobraźni za sprawą emocjonalnych postów i odezw.
Przez ostatni rok przelewała też swoje myśli, podziw, ból i współczucie na papier, aby wreszcie, pod koniec września, swoją premierę mogła mieć publikacja „To nie kraj, to ludzie”. Poświęciła ją jednak nie tylko wojnie, ale przede wszystkim zwyczajnym ludziom, Polakom, mieszkańcom przygranicznych terenów, którzy nie bacząc na nic, rzucili się na pomoc uchodźcom.
Wiele z sytuacji i dialogów, które przytaczała pochodziło z Hrubieszowa — miasteczka położonego przy południowo-wschodniej granicy, na wysokości Łucka. Niewiele ponad miesiąc po ukazaniu się reportażu dziennikarka była gotowa. W piątek wieczorem spakowała siebie i swojego 14-letniego syna Igora , złapała psa i wszyscy razem wsiedli w samochód.
– Spotkajmy się w sobotę o 16.00 w Hrubieszowskim Domu Kultury. Pomówmy o wojnie, strachu i odwadze. Zastanówmy się, jak możemy pomóc. My, zwykli ludzie, a nie system. To ludzie ruszyli pierwsi. Za dobrem, empatią, czułością. Książka, którą napisałam jest o Was. To pomnik Waszego dzieła – zwróciła się do tych, którzy nieśli pomoc na granicy.
Warszawę od granicy dzielą około 4 godziny drogi. Joanna Racewicz powinna zatem dotrzeć już na miejsce. Są z nią nie tylko najbliżsi, ale także dobre myśli i wszystkich fanów, którzy wsparli ją ciepłymi słowami i gorącym entuzjazmem.
Artykuły polecane przez redakcję Lelum:
- Twoje dziecko ciągle choruje? Może popełniasz jeden błąd
- Powrócisz do żywych w moment. Genialny sposób na pozbycie się bólu gardła
- Żona Rutkowskiego i znicze warte kilka tysięcy wywołały falę śmiechu w sieci. Nagranie z jej udziałem zostało przerobione